W Sejmie najlepiej być posłem rolnikiem. Dlaczego? - Zazwyczaj parlamentarzyści w składanych oświadczeniach majątkowych nie wykazują żadnego dochodu z działalności rolnej - mówi poseł Sławomir Rybicki, przewodniczący Komisji Etyki Poselskiej zajmującej się analizą poselskich oświadczeń. Brak dochodu to możliwość uzyskania statusu zawodowego posła i uposażenia w wysokości nawet 140 tys. zł.
Mam dużo, ale na tym tracę
Nawet po bardzo pobieżnej lekturze poselskich oświadczeń o stanie majątkowym można powiedzieć, że działalność rolnicza w Polsce jest wyjątkowo kosztowna i nie zapewnia żadnego zysku. Na przykład poseł Wojciech Mojzesowicz (PiS) deklaruje w swoim oświadczeniu posiadanie 225 ha użytków rolnych, ale w rubryce "przychód" i "dochód" wpisuje kwotę 1,2 mln zł. Z wpisu nie wynika, jaki zysk przyniosła działalność rolna. Tymczasem Mojzesowicz do momentu objęcia funkcji ministra rolnictwa uzyskał z Kancelarii Sejmu ponad 70 tys. zł, co by wskazywało na otrzymywanie pełnego uposażenia poselskiego. W Sejmie poprzedniej kadencji w okresie styczeń-październik 2007, mimo dużych gospodarstw o powierzchni 205 ha i 70 ha, wynagrodzenia zawodowych posłów (odpowiednio w kwocie 97 tys. zł i 117 tys. zł) otrzymywali też Renata Beger i Mieczysław Aszkiełowicz z Samoobrony. Takich przykładów jest znacznie więcej.
To trzeba zmienić
- Obiecuję, że zwrócę uwagę marszałkowi Sejmu na problem nierównego traktowania posłów - powiedział w rozmowie z "Parkietem" poseł Jerzy Budnik z PO, przewodniczący Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. Jego zdaniem, nie można tolerować sytuacji, w której jednym parlamentarzystom odbiera się część uposażenia, bo na przykład zarobili, prowadząc wykłady na wyższych uczelniach, a innym przyznaje się pełne wynagrodzenia mimo posiadania dużych gospodarstw i znacznego majątku.