Zdaniem Andrzeja Bratkowskiego, byłego wiceprezesa NBP, który jest obecnie wymieniany jako potencjalny kandydat do Rady Polityki Pieniężnej nowej kadencji, „credit crunch” miałby miejsce, gdyby przyczyny zatrzymania dynamiki kredytów leżały wyłącznie po stronie banków.
– W pierwszym i drugim kwartale w wypadku firm dynamika kredytu rzeczywiście była ujemna, jednak główną przyczyną był wzrost awersji do ryzyka – tłumaczył wczoraj ekonomista na seminarium BRE Banku i fundacji CASE.
Według Bratkowskiego zarówno pogarszanie się sytuacji płynnościowej banków, jak i ograniczenia kapitałowe miały mniejsze znaczenie. Ekonomista zwrócił uwagę, że np. w kwartalnych ankietach NBP prowadzonych wśród szefów komitetów kredytowych jako powody ograniczania dostępu do kredytów na pierwszym miejscu wymieniano sytuację gospodarczą. Jarosław Myjak, wiceprezes PKO BP odpowiedzialny za bankowość korporacyjną, ocenił jednak, że w skali całego sektora kwestie kapitałowe odegrały pewną rolę.
– Część banków w Polsce starała się zmniejszać aktywa, by poprawić współczynnik wypłacalności – nie tylko swój, ale również na poziomie całych międzynarodowych grup finansowych. To był jeden z czynników, które doprowadziły do wyhamowania u nas akcji kredytowej – stwierdził Myjak.
Zdaniem Michała Brzozy-Brzeziny z Narodowego Banku Polskiego ograniczenie kredytów przez sektor bankowy zmniejszyło w tym roku tempo wzrostu PKB Polski o nieco ponad 1 proc. Według niego największe znaczenie miało zaostrzenie kryteriów kredytowych. Mniej istotny był wzrost marż.