Osoby, które chcą poznać zasady ekonomii i biznesu, powinny zacząć od aksjomatu, że w gospodarce nie da się realizować wszystkich celów, które uznaje się za słuszne. Co więcej, za sukces na jakimś polu płaci się zawsze cenę w postaci pogorszenia wyników na innych polach.Jeżeli zatem ktoś twierdzi, że zna receptę na osiągnięcie cudu gospodarczego, który przyjdzie bez większego wysiłku i bez żadnych negatywnych ubocznych skutków - można go z góry potraktować jako nieszkodliwego (a czasami szkodliwego) maniaka, a jego program wyrzucić do kosza. Poważne analizy i programy gospodarcze to takie, które rozpoznają sprzeczności między różnymi celami, które jednocześnie pragnie się osiągnąć.Sprzeczności dostrzega Rada Makroekonomiczna przy ministrze finansów, określając sześć celów, których osiągnięcie jest konieczne dla stabilizowania gospodarki. Rada zdaje sobie sprawę z tego, że wszystkich tych celów nie da się zrealizować, ponieważ występują między nimi naturalne napięcia.Celem oczywistym dla zapewnienia równowagi makroekonomicznej jest uzyskanie możliwie niskiego deficytu na rachunku bieżącym bilansu płatniczego. Deficyt w wysokości 4-5 proc. w stosunku do produktu krajowego brutto wydaje się dość bezpieczny i możliwy do osiągnięcia w roku przyszłym. Ale celem równie ważnym jest utrzymanie wysokiego napływu inwestycji zagranicznych, które są obecnie najważniejszym motorem wzrostu gospodarczego. Rzecz jasna między tymi dwoma celami istnieje naturalna, wręcz tautologiczna sprzeczność.Kolejny cel, który powinniśmy realizować po to, by gospodarka była stabilna, to wystrzegać się napływu inwestycji krótkoterminowych, czyli popularnie mówiąc - kapitału spekulacyjnego. Przestrzega przed nim Narodowy Bank Polski, obawiający się powtórzenia w Polsce znanego już w wielu krajach scenariusza kryzysu. Tamą przed napływem kapitału spekulacyjnego jest elastyczny kurs walutowy - najlepiej płynny. Ale to stoi w sprzeczności z celem następnym, jakim jest stabilizowanie kursu walutowego, w dodatku najlepiej na poziomie niedowartościowanym.Stabilny kurs jest wartością samą w sobie. Ułatwia działalność przedsiębiorców, którzy nie muszą tworzyć nadmiernie wysokich rezerw, związanych z ryzykiem kursowym. Zaufanie do stabilnego kursu sprzyja też napływowi inwestycji bezpośrednich, a zatem - pomaga wzrostowi gospodarczemu.Zwolennicy kursu sztywnego (peg lub crowling peg) mają silne argumenty, z którymi jednak nie zgadzają się zwolennicy kursu płynnego. Szeregi tych ostatnich rosną na skutek burzy w światowych finansach. Być może mają oni rację, ale z pewnością płynny kurs nie jest cudownym lekarstwem na wszystkie bolączki emerging markets, do których Polska wciąż się zalicza. Polska, zbliżając się do Unii Europejskiej i strefy euro, nie może lekceważyć problemu stabilności waluty.Kolejnym celem makroekonomicznym jest niska inflacja. W związku z tym trzeba bardzo ostrożnie zwiększać podaż pieniądza i kredytów i powoli obniżać stopy procentowe. To może zagrozić realizacji ostatniego - szóstego celu, stawianego przez Radę Makroekonomiczną - niskiego tempa zadłużania firm w bankach zagranicznych.Wysokie stopy procentowe, będące instrumentem w walce z inflacją, zachęcają firmy do szukania tańszego kredytu za granicą. Jednak ten kredyt jest dla polskich firm bardziej ryzykowny, gdyż jest dodatkowo obciążony ryzykiem kursowym. Jeżeli z jakichś powodów kurs złotego, który waha się w korytarzu (+/-) 12,5 proc., spadnie, za "tani" kredyt trzeba będzie drogo płacić. To, rzecz jasna, mogłoby spowodować niewypłacalność firm i w konsekwencji kryzys finansowy.Skoro jest tyle sprzecznych celów, powstaje pytanie - który z nich jest najważniejszy i powinien być realizowany w pierwszej kolejności. Prof. Jacek Rostowski, szef zespołu doradców wicepremiera Leszka Balcerowicza, na tak postawione pytanie odpowiada - walka z inflacją. Odpowiedź radykalna i kontrowersyjna. Chyba że walkę z inflacją potraktuje się jako cel średnio- i długookresowy.W takim wypadku jego osiągnięcie wymaga i utrzymania równowagi na rachunku bieżącym, i stabilizacji kursu walutowego, i oczywiście niskiego deficytu budżetowego (lub nadwyżki). Innymi słowy, w dłuższym okresie niska inflacja jest tożsama z gospodarczą równowagą.
WITOLD GADOMSKI,
publicysta "Gazety Wyborczej"