Makrotydzień
Sejm uchwalił budżet. Tegoroczne założenia budżetowe przewidują, że PKB wzrośnie o 5,1%, a ceny detaliczne na koniec grudnia o 8,1%. Deficyt budżetowy ma wynieść 2,15% PKB. Większość ekonomistów uważa, że zarówno wzrost gospodarczy, jak i inflacja będą niższe, co oznacza, że budżet może nie uzyskać planowanych dochodów w wysokości 129,3 mld zł. Niektórzy posłowie sygnalizowali takie niebezpieczeństwo już w czasie debaty budżetowej. Tuż po uchwaleniu budżetu zaczęły się spekulacje na temat ewentualnej nowelizacji ustawy. Wiceminister finansów Jarosław Bauc uważa, że zapowiedź zmiany budżetu wyzwoliłaby znów dyskusje na temat zwiększenia wydatków, co może utrudnić redukcję deficytu.
Spowolnienie wzrostu gospodarczego jest efektem zmniejszenia popytu zagranicznego i krajowego. Z tego powodu szybciej spada również inflacja. Jeśli ceny będą rosnąć wolniej niż założono w budżecie, co prawdopodobne, rząd straci poważny argument w batalii o utrzymanie niskiego deficytu budżetowego. Dotychczas "nietykalność" deficytu na poziomie 2,15% PKB była tłumaczona koniecznością walki z uporczywą inflacją.
Ubiegłoroczna inflacja wyniosła 8,6%, wobec 9,5% przewidywanych w ustawie budżetowej. Ceny zaczęły rosnąć wolniej już od czerwca. W efekcie w listopadzie wzrost cen był niższy niż przewidywano na koniec grudnia. Średnioroczna inflacja ukształtowała się na poziomie 11,8%. W prognozach budżetowych przewidywano, że średniorocznie ceny wzrosną o 11%.
Niektórzy uważają, że redukcja inflacji do 8,6% w końcu roku jest dużym sukcesem polityki gospodarczej. Jednak na większą, niż zakładano, redukcję miały wpływ czynniki zewnętrzne: tanie paliwa, spadek cen w imporcie związany z kryzysem rosyjskim oraz tendencje deflacyjne w niektórych krajach. Trudno powiedzieć w jakim stopniu o inflacyjnym sukcesie zadecydowała polityka NBP i rządu.