Inflacja 1999 - poniżej 8%

Jeszcze jesienią mało kto wierzył, że ubiegłoroczna inflacja ukształtuje się poniżej 10%. Zarówno prywatne instytuty, jak i Rządowe Centrum Studiów Strategicznych prezentowały prognozy wyższe od założeń z ustawy budżetowej. Powodowało to, że oczekiwania inflacyjne były większe, niż mogły być - uważają ekonomiści z Centrum im. Adama Smitha.Według prezesa Centrum, prof. Cezarego Józefiaka, oczekiwania są bardzo ważnym czynnikiem walki z inflacyjną inercją, zwłaszcza w gospodarce, w której nie działa jeszcze doskonały rynek. U nas na miano niedoskonałego zasługuje na przykład rynek usług. Oczekiwania mają również wpływ na mechanizmy indeksacyjne. Im większe oczekiwania, tym wyższe proponowane wskaźniki indeksacji.Inflacja bazowaNa ubiegłoroczny wskaźnik inflacji - 8,6% - miały wpływ nie tylko mechanizmy krajowego rynku, ale również podwyżki tzw. cen regulowanych oraz sytuacja na rynkach zagranicznych. Gdyby wyeliminować wpływ czynników niezależnych od krajowego rynku i zmiany sezonowe, inflacja na koniec ubiegłego roku byłaby wyższa. W języku fachowym nazywa się to inflacją bazową. GUS przygotowuje się do obliczania i publikowania takich danych. Prof. Józefiak uważa, że ubiegłoroczna inflacja bazowa wyniosła mniej więcej tyle, ile przewidywał rząd, a więc ok. 9,5%.Tegoroczna inflacja bazowa będzie zależeć od wielkości deficytu budżetowego i od dynamki płac. Według Cezarego Józefiaka, jeśli tendencje w polityce makroekonomicznej zostaną utrzymane (próby zwiększania restrykcyjności polityki fiskalnej i łagodzenia polityki pieniężnej), inflacja bazowa powinna się ukształtować na poziomie poniżej 8%.Dlaczego ceny rosnąWśród specjalistów nie ma zgody na temat źródła pochodzenia inflacji. Na pytanie: dlaczego ceny rosną? - inaczej odpowiadają zwolennicy teorii monetarystycznej, inaczej kosztowej, a jeszcze inaczej psychologicznej czy deterministycznej.Teoria monetarystyczna wiąże poziom cen z ilością pieniądza w obiegu. Ceny rosną, gdy zwiększa się ilość pieniądza. I odwrotnie.Według teorii kosztowej, ceny rosną, bo rosną koszty. Ceny i koszty wzjemnie się podsycają. Trudno jednak zaprzeczyć, że bez zwiększonej podaży pieniądza wzrost kosztów nie może przenieść się na wzrost cen. Z teorii kosztowej wywodzi się przekonanie, że jeśli ceny czynników produkcji, np. energii, zostaną zahamowane, to uda się opanować inflację. Zwolennicy tej koncepcji lekceważą fakt, że wzrost cen u producentów energii wynika z realnych potrzeb (np. inwestycyjnych). Blokada tych cen wcześniej czy później musi doprowadzić do dotacji sektora. Teoria ta - zdaniem ekonomistów z Centrum im. Adama Smitha - ma jednak również "racjonalne jądro".Teoria deterministyczna traktuje zjawisko inflacji bardziej w kategoriach plagi niż efektu działań polityków gospodarczych. Większość ekonomistów uważa, że jest ona fałszywa.Natomiast coraz bardziej popularna jest teoria oczekiwań inflacyjnych (psychologiczna). Ceny rosną, bo przedsiębiorcy podnoszą je "na zapas", nie chcąc pozostać w tyle za innymi. Podobny mechanizm działa na rynku pracy. Pracobiorcy nie chcą pozostać w tyle za cenami towarów, których wzrost przewidują.Bazowa oczekiwanaPrzedstawiciele Centrum twierdzą, że w prawdziwie konkurencyjnej gospodarce mechanizmy psychologiczne mają ograniczone znaczenie. Niektórzy ekonomiści, w tym Witold Orłowski z Niezależnego Ośrodka Badań Ekonomicznych, uważają wręcz, że ograniczenie oczekiwań jest obecnie warunkiem dalszych sukcesów w zbijaniu inflacji. Chodzi oczywiście o inflację bazową. Bez wyodrębnienia tej kategorii, teoria oczekiwań nie ma rzeczywiście sensu. W ubiegłym roku bowiem wbrew przewidywaniom inflacja była niższa.

M.P.

Ostrożna rekomendacja - czytaj str. 28