Różne oceny globalnych skutków brazylijskiego kryzysu

Kiedy w połowie stycznia rząd w Rio wprowadził płynny kurs reala, rynki przyjęły to z radością. Jednak posunięcie to nie położyło kresu gospodarczej niepewności. Zanim Brazylia dotrze do bezpiecznej przystani, czekać ją będzie burzliwa droga. Poniżej publikujemy fragmenty kilku artykułów oceniających globalne skutki kryzysu w tym kraju.Robert Samuelson, (stały komentator "Newsweek" i "New York Times"):"Dewaluacja brazylijskiego reala zdruzgotała błogie samopoczucie świata, że gospodarka globalna powoli, acz wyraźnie się poprawia. Okazuje się, że w dalszym ciągu szaleją potężne siły oddziaływające destrukcyjnie na sytuację światową. Oto one:l Ucieczka kapitału. Zagraniczni inwestorzy (banki, fundusze powiernicze, spółki wielonarodowe) wycofują ze wschodzących rynków swoje pieniądze (np. od sierpnia ub.r. rezerwy dewizowe Brazylii skurczyły się o połowę z sumy 73 mld USD). Utrata tych pieniędzy sprawia, że poszczególne kraje wpadają w recesję, ponieważ nie są w stanie płacić za wzrost importu, jaki wynika z szybszego wzrostu gospodarczego.l Załamywanie się handlu. Rozprzestrzeniająca się recesja nieuchronnie dławi handel światowy. W latach 1990-1995 wartość światowej wymiany handlowej (mierzona w dolarach) rosła średnio w tempie 2,7 proc. rocznie, natomiast w 1997 r. zmalała o 5,8 proc., a w 1998 r. - o 4,1 procent.l Spadkowa tendencja cen surowców. Od połowy 1997 r. ceny ropy naftowej spadły o 40 proc., przynosząc potężne straty Rosji, Meksykowi i Arabii Saudyjskiej; ceny kawy spadły o 44 proc. - uderzając w Brazylię i Kolumbię; ceny miedzi - o 41 proc. - szkodząc zwłaszcza Chile. Kryzys brazylijski może nasilić tę bessę. (...)W miarę jak słabnie popyt w skali globalnej, szerzy się zastój. Recesja w Japonii się pogłębia. Gospodarka europejska słabnie. Perspektywy Chin są niejasne. Gospodarka USA zdaje się uodporniona, a szał zakupów amerykańskich konsumentów wciąż chroni ją przed wpływem recesji na rynkach zagranicznych. Jednak zagrożenia dla gospodarki amerykańskiej mnożą się, a jej odporność ma swoje granice. To nie jest kryzys pozorny, ale autentyczny"."The Economist" (artykuł odredakcyjny):"Spuszczenie kotwicy w czasie burzy przynosi poczucie ulgi dzięki uniknięciu nieuchronnej katastrofy. Ale - jak odkryła to Brazylia - powoduje to nowe zagrożenia. Kiedy w połowie stycznia rząd w Rio wprowadził płynny kurs reala, rynki przyjęły to z radością. Jednak posunięcie to nie położyło kresu gospodarczej niepewności. Zanim Brazylia dotrze do bezpiecznej przystani, czekać ją będzie burzliwa droga. Jak bardzo burzliwa - nie wie nikt.Kłopoty finansowe Brazylii odczuły najbardziej gospodarki innych krajów Ameryki Łacińskiej, którym obecnie zagraża recesja. Jak dotąd jednak kłopoty te nie wyrządziły większych szkód ani wielkim rynkom światowym, ani nawet rynkom wschodzącym, takim jak Azja Wschodnia. Szczególnie zdumiewa odporność niektórych emerging markets. Zaraźliwe skutki dewaluacji brazylijskiego reala mają ograniczony charakter, zwłaszcza jeśli się je porówna ze skutkami meksykańskiej katastrofy gospodarczej przed czterema laty oraz z następstwami kryzysu azjatyckiego w latach 1997-1998. Wbrew spekulacjom nasilającym się przez cały ubiegły rok (i pierwsze tygodnie br.), że finansowe trzęsienie ziemi obejmie wkrótce Hongkong i Chiny, "upłynnienie" kursu reala przyjęto na tych dwu rynkach spokojnie.Chiny również określają stały kurs swojej waluty. Zważywszy jednak, że yuan nie jest walutą w pełni wymienialną i że chińskie rezerwy dewizowe wynoszą 145 mld USD Pekin prawdopodobnie nie będzie zmuszony do przeprowadzenia dewaluacji. Z drugiej strony, cała seria bankructw chińskich instytucji finansowych rodzi obawy przed jej skutkami dla rynków globalnych. Nie ulega wątpliwości, że to właśnie casus Brazylii mieli na uwadze przywódcy chińscy, kiedy - przed paroma dniami - potwierdzili swoje zobowiązanie do niedewaluowania yuana. Ale zważali głównie na swoją sytuację wewnętrzną.Nie oznacza to, że ani hongkońskiemu dolarowi, ani chińskiemu yuanowi nic nie grozi. Zwłaszcza załamanie się waluty argentyńskiej wystawiłoby na szwank losy hongkonńskiego dolara. Również kolejny wstrząs w Brazylii może wywołać reperkusje w tej części świata".Anatole Kaletsky (stały komentator finansowy londyńskiego "The Times"):"I znów mamy problem. W 1997 r. mieliśmy Tajlandię, a po niej niemal całą Azję. W 1998 r. - Rosję i Europę Wschodnią. W 1999 r. musiała przyjść kolej na Brazylię i Amerykę Łacińską (...)Jednak nie jest prawdą, wbrew temu co się powszechnie twierdzi, że celem ataku - prowadzonego na oślep i irracjonalnego - są wszystkie bez wyjątku wschodzące rynki. Na przykład po załamaniu się Rosji wielu komentatorów przewidywało, że kryzys szybko się rozprzestrzeni na całą Europę Środkową, ponieważ wielu finansowych dealerów nie potrafi przeprowadzić rozróżnienia między - na przykład - Polską a Ukrainą i Kazachstanem. Jednakże wielu cyników (w tym również ja) pomyliło się. Po paru dniach ślepej paniki rynki finansowe zaczęły przeprowadzać to rozróżnienie. Uznały, że Polska, Węgry i Republika Czeska - acz niewolne od własnych kłopotów - nie są zagrożone kryzysem w stylu rosyjskim. (...)Ciekawe, czy kryzys brazylijski wpłynie na całą Amerykę Łacińską, czy też - jak przypuszczam - rynki finansowe znów przeprowadzą rozróżnienie między krajami, które są ściśle związane z Brazylią i prowadzą nie dającą się utrzymać politykę gospodarczą, a tymi krajami (jak Meksyk, Chile i Argentyna), które mają gospodarkę opartą na zdrowych podstawach i potrafią przetrwać burzę. (...)Oczywiście ucierpią niektórzy sąsiedzi Brazylii. Umiarkowanie pogorszy się również eksport Stanów Zjednoczonych. Jednakże utrzymujący się silny popyt wewnętrzny w USA i w Europie jest czynnikiem o wiele ważniejszym dla światowej gospodarki, w tym również dla gospodarki latynoamerykańskiej, niż wydarzenia w Brazylii. Dopóki Amerykanie i Europejczycy będą skłonni kupować, dopóty światu nie będzie grozić recesja. Rynki finansowe świata prawdopodobnie otrząsną się z paniki".

Utrzymujący się silny popyt wewnętrzny w USA i w Europie jest czynnikiem o wiele ważniejszym dla światowej gospodarki, w tym również dla gospodarki latynoamerykańskiej, niż wydarzenia w Brazylii. Dopóki Amerykanie i Europejczycy będą skłonni kupować, dopóty światu nie będzie grozić recesja.

Opr. Z.S.