Bez krawata
Był kiedyś facet, w którym kochałem się jako szczeniak - nazywał się Krzysztof Baranowski. Najpierw był Kapitan Kuk i Hobo. Potem popłynął przez Atlantyk i dookoła świata. Ja wtedy, jako harcerz - żeglarz skrobałem w wiacie na Cyplu Czerniakowskim drewnianą Omegę.Baranowski za sterem wspaniałego "Poloneza" walczył w regatach transatlantyckich, a następnie okrążał Horn. Później ja trochę mniej szczeniakowaty, już z pewnymi wątpliwościami patrzyłem na romans żeglarza z admirałem polskich przekaziorów - Maciejem Szczepańskim. Z tego związku narodziło się Bractwo Żelaznej Szekli i "Pogoria" - najbardziej opisywana i opluwana medialnie brygantyna w historii żeglugi. Potem czasy się zaczęły zmieniać i kapitan Krzysztof Baranowski coraz częściej występował jako... "Chris". Epizod z "Chopinem". Niezależnie od problemów finansowych - czapki z głów przed facetem, któremu udało się wybudować taki ładny żaglowiec. I te sześć pięter rej - mnie, przyzwyczajonemu do niższych masztów, już od samego patrzenia, w głowie się kręci. Krzysztof zamienił się całkowicie w Chrisa. Lubiłem go dalej. Środowisko (tak zwane) coś tam pyszczyło ("pyszczenie" to takie mniejsze i cichsze pyskowanie), ale ja żeglarz szuwarowo - małosolny posłuchu nie dawałem. Ale ostatnio moja wiara w Krzysztofa Chrisa Baranowskiego doznała poważnego uszczerbku. Kapitan wypłynął w rejs, tym razem medialny, na falach radiowego eteru. Stanął za sterem s/y Bols, innymi słowy łódki Bols. Reklamuje czystą przygodę.Nieco wcześniej s/y Bols (jeszcze nie pod komendą Chrisa) próbował żeglować po ekranach telewizyjnych, ale natknął się na dwóch piratów: Jerzego Melibrudę i Bogdana Prajsnera dowodzących brygiem PARPA (Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych). Celna salwa burtowa zmiotła z powierzchni (ekranów) łódkę Bols.Jak wspomniałem wyżej, cudowną wirtualną sztuką odbudowana, pod dowództwem kapitana Baranowskiego łódka pożeglowała w radio. Skojarzenia budzi oczywiste, choć jej dowódca twierdzi, że w tym kontekście czysta przygoda nie kojarzy się z czystą wódką. A jak to wszystko kojarzy się z młodzieżą, którą Kapitan kocha i tyle dla niej zrobił i robi? Jakiś niesmak - jak na kacu... Kurs Bolsa dość jednoznaczny - zarobkowy i to jest zrozumiałe. Mnie prostemu pismako - żeglarzowi wydaje się, że zbliża się niebezpiecznie do raf po zawietrznej, a Kapitan tego nie widzi. Piraci Melibruda i Prajsner z brygu PARPA już odpalili salwę ostrzegawczą - poszło pismo do KRRiTV... Szykuje się też mój sąsiad - montuje minę podwodną, w postaci pozwu cywilnego, o czyn niegodny, jakim jest tego typu żeglowanie.Zostawmy na boku żeglarskie metafory. Podobnie problemy alkoholowe. Takoż pyszczące środowisko. Pozostaje kwestia gustu. W swoim czasie etatowy watażka filmu polskiego Daniel Olbrychski wdał się w wódczane interesy. Było hadko. Teraz, co by nie mówić jeden z najbardziej znanych polskich żeglarzy, robi dokładnie to samo. Olbrychski robił to przynajmniej wprost (wódka "Danielówka"), a tu stosowne są różne wybiegi, kruczki.A może jest w tym wszystkim jakieś przeznaczenie, los, ananke, kismet?Pierwszy "wielki" jacht Baranowskiego to "Polonez" - teraz też wódka. Drugi jeszcze większy - "Chopin" - i on dzisiaj firmuje gorzałę. Po wypiciu pozostaje "Etiuda Rewolucyjna".Byłżeby Krzysztof Chris Baranowski Latającym Holendrem żeglującym w zaklętym kręgu wódczanego przeznaczenia? Bols łutka (oryginalnie) holenderska, przecież. Coś w tym jest.
KRZYSZTOF MIKA