Okiem sceptyka

Indywidualny inwestor, spekulujący na GPW, nie ma łatwego życia. Publikując w Parkiecie (nr 49 z 11.03.99 r.) artykuł "Lekarzu, lecz się sam" chciałem zasygnalizować kilka zjawisk, działających na niekorzyść drobnych inwestorów. Odpowiedzią były publikowane w Parkiecie (nr 52 z 13.03.99 i nr 56 z 20.03.99) dwa artykuły pana Krzysztofa Grabowskiego, prezesa Związku Maklerów i Doradców, zatytułowane "Lecznicze skutki operacji" i "Na co mają wpływ maklerzy". Nie chciałbym z nimi polemizować, pozwolę sobie tylko dorzucić kilka uwag.Jednak maklomatInwestor komunikuje się z giełdą za pośrednictwem POK-u domu maklerskiego. Obsługujący go makler jest zainteresowany, aby klient złożył zlecenia, bo częścią jego wynagrodzenia jest prowizja od zrealizowanych zleceń. Ograniczenia, obowiązujące maklerów i pracowników biur maklerskich, powodują, że większość znanych mi maklerów nie bawi się w grę na giełdzie, nie śledzi notowań i nie ma większych szans, by praktycznie nauczyć się rynku. O wpływie pragmatyki dyscyplinarnej w wykonaniu KPWiG na środowisko maklerskie bardzo rzeczowo napisał Artur Sierant w artykule "Kto zgasi światło" (Parkiet, nr 56 z 20.30.99), nie ma więc sensu rozwijać tego tematu. Podstawowym zajęciem maklera pierwszego kontaktu z POK-u jest tłumaczenie klientom biura różnic między obligacjami rocznymi i trzyletnimi oraz przyjmowanie zleceń. Rolę doradcy inwestora przejmuje na ogół anonimowy zespół analityków, publikujący co pewien czas swoje rekomendacje.Rekomendacyjne wątpliwościW czerwcu ubiegłego roku analitycy mojego domu maklerskiego rekomendowali kupno akcji Mieszka, po cenie ok. 20 złotych. Wkrótce po tej rekomendacji akcje rozpoczęły długotrwałą jazdę w dół, którą zakończyły w pobliżu 2 zł 50 gr. Podobnie rynek zweryfikował zalecenie trzymaj dla Polifarbu Cieszyn-Wrocław, wydane w styczniu, już po ogłoszeniu przez Kalon wezwania do sprzedaży po cenie 10 zł. Tuż po opublikowaniu zalecenia Kalon ogłosił, że skupił już ponad 20% akcji, więc analitycy zmienili rekomendację na "sprzedaj". Potem okazało się, że i ona jest już całkiem bezużyteczna, bo swoje akcje sprzedał BIG-BG i Kalon zakończył skup po 10 zł, ale za to ogłosił wezwanie na sprzedaż po 6,20 zł. Nie potrafię odpowiedzieć, czy rekomendacje te były zwykłą wpadką, czy próbą bezbolesnego zamknięcia pozycji w portfelu zarządzanym przez dom maklerski. Rodzi się wątpliwość, czy w przypadku konfliktu interesów makler wydający rekomendację lub realizujący zlecenie DDM będzie bardziej lojalny w stosunku do składającego zlecenie inwestora czy w stosunku do zatrudniającego go domu maklerskiego.Zróżnicować standardJest to jeszcze jeden powód, dla którego upieram się przy zróżnicowaniu standardu usług maklerskich.Aktywnemu inwestorowi biuro maklerskie jest potrzebne tylko po to, aby złożyć zlecenia i sprawdzić, jak zostały zrealizowane. Chciałby za to płacić możliwie niskie prowizje, nie czekać w kolejce w POK-u, a w czasie dogrywek czy notowań ciągłych nie musiał czekać, aż zwolni się telefon do maklera przyjmującego zlecenia. Stąd mój entuzjazm dla składania zleceń przez modem z własnego komputera.Jeżeli ktoś chce kupić lub sprzedać duży pakiet akcji, nie chce, aby jego zlecenie zachwiało rynkiem i nie ma czasu na systematyczne składanie zleceń, będzie korzystać ze zleceń DDM i pewnie będzie skłonny zapłacić za to stosownie wyższą prowizję.Na koniec, inwestor, który bardzo by chciał inwestować na giełdzie (czy tacy jeszcze są?), ale nie bardzo chce lub umie samemu skonstruować swój portfel i nim zarządzać, będzie pewnie wdzięcznym klientem maklera, potrafiącego udzielić mu rekomendacji.Każda ze wspomnianych grup inwestorów ma prawo do funkcjonowania na polskim rynku kapitałowym, mam nadzieję, że w końcu znajdzie to odbicie w ofercie domów maklerskich i nie będzie prób administracyjnego ograniczania którejś z wymienionych form uczestnictwa w rynku kapitałowym.Inaczej polski rynek kapitałowy będzie symbolizował zniechęcony inwestor, siedzący naprzeciw sfrustrowanego maklera.

ALEKSANDER WEKSLER