Trwające od roku dochodzenie w sprawie nadużyć niezależnych maklerów działających na nowojorskiej giełdzie papierów wartościowych wykazało, że specjaliści ci, którym przepisy zabraniają gry na własny rachunek, często mają udział w zyskach osiąganych przez ich klientów.Na Wall Street działa około 500 niezależnych maklerów, którzy handlują pakietami akcji na zlecenie innych, głównie zagranicznych, biur maklerskich lub dużych inwestorów instytucjonalnych. Ze względu na swoją funkcję mają oni szybki dostęp do informacji wpływających na kursy i możliwość ich wykorzystywania. Ich wynagrodzenie stanowią płace za specjalne usługi oraz niewielkie prowizje związane z wolumenem akcji, którymi obracają. Tymczasem od ponad roku w Stanach Zjednoczonych trwa śledztwo w sprawie ich udziału w zyskach ich klientów. Obrońcy oskarżanych maklerów argumentują, że działo się to za przyzwoleniem zarządu nowojorskiej giełdy papierów wartościowych.Jak pisze "The Wall Street Journal", jeśli oskarżenia te zostaną udowodnione, to nie tylko zostanie podważony autorytet niezależnych maklerów i niektórych ich klientów, ale spadnie również zaufanie do amerykańskiej giełdy, której przedstawiciele na każdym kroku podkreślają, że przede wszystkim zależy im na interesie inwestorów.Dyskusja na temat udziału niezależnych maklerów w zyskach swych zleceniodawców rozpoczęła się wiosną ub.r., kiedy amerykańska prokuratura oskarżyła ośmiu maklerów oraz dwóch szefów biura maklerskiego Oakford Corp. o nielegalne metody dokonywania transakcji. Maklerom zarzuca się, że dokonywali transakcji, po czym fałszowali dokumenty tak, aby wyglądało, że operację tę przeprowadziło biuro maklerskie Oakford. Następnie dzielono się zyskami.

Ł.K.