W pobliżu gospodarki
Za niespełna dwa tygodnie zostanie odsłonięte w siedzibie Narodowego Banku Polskiego popiersie Władysława Grabskiego, premiera rządu RP od grudnia 1923 roku, autora ustawy o naprawie skarbu i reformie walutowej. Okazją jest oczywiście jubileusz.
75 lat temu powstał Bank Polski, którego NBP czuje się pełnoprawnym spadkobiercą. Ojcem-założycielem banku był naturalnie Władysław Grabski. W wyniku reformy wdrożonej przez rząd Grabskiego, za 1,8 miliona marek dostawało się jeden złoty. Kraj otrzymał, jak pisze w zaproszeniu na uroczystość prezes NBP, mocną i stabilną walutę. Stało się to właśnie w kwietniu 1924 roku, jak obszył 75 lat temu.Władysław Grabski jak dotąd nie miał w kraju pomnika, choć nad wyraz lubimy je stawiać komu popadnie i gdzie bądź. Z naszych wielkich ekonomistów jedynie Kopernik zasłużył na pomniki. I to nie za traktaty ekonomiczne. Jedno popiersie w holu NBP to doprawdy skromne nadrabianie wieloletnich zaległości.Porównania Grabskiego z Leszkiem Balcerowiczem aż się proszą - obaj to zarazem ekonomiści i politycy, obaj byli autorami fundamentalnych reform gospodarczych. Ale i różnice są niebagatelne - ten pierwszy kilka lat piastował wysokie państwowe urzędy, zanim został premierem i wdroży własną reformę. Przedtem zaś posłował do rosyjskiej Dumy (w latach 1905-1912) i nikt mu potem kolaboracji nie wypominał, nie lustrował. W ramach naprawy skarbu premier Grabski zlikwidował m.in. deficyt PKP i dwa ministerstwa.Kolei losów obecnego wicepremiera od gospodarki przypominać nie trzeba - ekonomista z zawodu, polityk w sumie raczej z przypadku (na dobrą sprawę od czterech lat zaledwie), autor reform z przełomu 1989/1990.Warto natomiast przypomnieć ku pamięci i przestrodze, że rząd Grabskiego upadł, gdy (m.in. z powodu wysokich podatków) spadła koniunktura i wystąpił nawrót inflacji. Po 15 miesiącach od reformy walutowej złoty z 5,18 za dolara spadł do 10 za jednego zielonego. Sam zaś ojciec-założyciel po dymisji swego rządu z polityki zrezygnował i pracował naukowo na SGGW.Dziś sytuacja jest trudniejsza. Nie wystarczy, tak jak w dwudziestym trzecim roku, zlikwidować deficyt kolei państwowych. Firm do likwidacji (ich lub deficytu) tyle, że nie wiadomo, za którą się najpierw chwycić. Na wszelki wypadek więc kolejne rządy nie biorą się za żadną.A o zamykaniu ministerstw nie ma co marzyć. Koledzy z koalicji nie pozwolą.Rzecz oczywiście nie w budowaniu pomników, choć nie jest bez znaczenia, komu i za co je stawiamy. Chodzi o docenianie ludzi i ich dokonań. Nie po latach kilkudziesięciu, ale na bieżąco, gdy widać już wyraźnie, kto jakie ma zasługi dla kraju i gospodarki.Leszek Balcerowicz na pomniki pewnie nie liczy, nawet za lat kilkadziesiąt. Myślę, że wyrzekłby się ich po wsze czasy za zgodę koalicji na reformę podatków lub za prawdziwą, z przekonaniem i konsekwencją, akceptację pierwszego wariantu swej nowej strategii gospodarczej. Nic z tego, łatwiej przychodzi nam zgodzić się na budowę kolejnego pomnika (choć i tu zdarzają się zażarte kłótnie zarówno o stawianie, jak i o burzenie), niż zaakceptować trudne reformy. A zwłaszcza oddać sprawiedliwość ich autorom.
JAN BAZYL LIPSZYC