Praktyczne spojrzenie
Już w dwóch kolejnych felietonach przywoływałem najważniejsze chyba dla domów maklerskich rozporządzenie Rady Ministrów, regulujące zasady działania tych instytucji. Wyraźnie jednak widać, że muszę jeszcze raz do niego wrócić, gdyż temat jest gorący i budzi wiele dyskusji. Wydaje się to naturalne, ponieważ zmiany tam wprowadzone w sposób istotny wpływają na postępowanie praktycznie wszystkich uczestników rynku kapitałowego.Najciekawsze jest, że tak długo oczekiwane zmiany - tak ciężko teraz wchodzą w życie. Wygląda na to, że wszyscy tak przyzwyczaili się do istniejących ograniczeń, że nie mogą uwierzyć, iż wiele z nich odeszło już w przeszłość. Najlepszy przykład: przed dwoma tygodniami wyraziłem zdziwienie, że depozytariusze wciąż narzekają na trudności działania na polskim rynku. Parę dni później dopisano do tego spiskową teorię dziejów, bo taki właśnie nagły i spiskowy charakter tych narzekań zasugerował pan Grzegorz Zalewski w artykule "Rzecz o płynności" (PARKIET nr 118 z 23 czerwca br.).A przyczyną mojego zdziwienia wcale nie było to, że narzekania się nagle pojawiły, bo przecież znane były od wielu lat, a tylko fakt, że nadal trwają. A już pół roku temu - z chwilą wejścia w życie rozporządzenia - ich przyczyna została usunięta. Tylko narzekania jakoś nie mogą zniknąć...W tych dniach maklerzy mają ciężkie zadanie, gdyż muszą klientom wytłumaczyć sens i znaczenie zmian wprowadzanych do regulaminów domów maklerskich. Tym razem klienci są zdziwieni, że wymaga się od nich jakichś oświadczeń o sytuacji finansowej. Od razu muszę wszystkich uspokoić - jeżeli klient ma pełne pokrycie w chwili składania zlecenia, żadne takie oświadczenie nie jest potrzebne. Jeżeli jednak będzie chciał korzystać z którejś z form odroczonej płatności (a jak pisałem przed tygodniem, katalog tych form jest teraz bardzo rozbudowany), powinien jakoś uwiarygodnić swoją zdolność zapłaty za nabywane papiery wartościowe - albo przez przedstawienie zabezpieczenia, albo też przez złożenie stosownego oświadczenia.Na koniec jeszcze jedno zdziwienie. W ostatni czwartek uczestniczyłem w bardzo interesującej konferencji, na której były omawiane propozycje zmian w ustawie o rachunkowości. Szczególnie ciekaw byłem, jak w końcu zostanie uregulowany sposób księgowania transakcji na instrumentach pochodnych, gdyż na razie każdy sobie radzi jak może. Z zainteresowaniem więc wysłuchałem nowych definicji, po czym zadałem bardzo praktyczne i wydawałoby się proste pytanie: jak do tych definicji dopasować kontrakty terminowe na WIG20?Ku mojemu zdziwieniu usłyszałem w odpowiedzi, że prelegent zajmuje się tylko teorią, a o praktyczną wykładnię tej teorii powinienem poprosić doradcę inwestycyjnego lub emitenta (?) kontraktów. Gdy dalej domagałem się odpowiedzi, zostałem pouczony, że wszyscy obecni na sali doskonale się na tym znają (jak z tego wynika - oprócz mnie), więc mogę zapytać kogoś z nich. Ależ ja jestem maklerem, więc dobrze wiem, jak się te kontrakty teraz księguje - chciałem się jednak dowiedzieć, jak trzeba będzie to robić zgodnie z nową ustawą o rachunkowości i z tymi wspaniałymi definicjami. Nie udało mi się, niestety...Gdy byłem jeszcze młody i piękny, mama często mi powtarzała, że człowiek całe życie się uczy i głupi umiera. Teraz już mi tego nie przypomina, bo sam to widzę - uczę się stale (przynajmniej - próbuję), a i tak pewnie umrę głupi. I zadziwiony...
Krzysztof Grabowski
prezes Związku Maklerów i Doradców
Tekst stanowi wyraz osobistych poglądów autora