Co mnie zastanawia

Wprowadzaniezmian jest sztuką trudną. Zawsze należy się liczyć z tym, że nie wszystko zostało idealnie opracowane, jak również z tym, że nie wszystko od razu pójdzie płynnie i bez zgrzytania.Szczególnie jeśli chodzi o tak zwane reformy systemowe, takie jak na przykład reforma administracyjna państwa, reforma służby zdrowia, czy wreszcie reforma systemu emerytalnego. Tu skala i stopień złożoności są ogromne.

Działanie reformowanych dziedzin i skutki zmian odczuwalne są - lub będą - przez wiele milionów ludzi. Obserwując to, jak przebiega wdrażanie tych ważnych reform w naszym kraju, zastanawiam się, czy jednak nie można byłoby robić tego lepiej.Spośród twórców i wykonawców trzech wielkich przedsięwzięć, w najbardziej komfortowej sytuacji wydają się być reformatorzy systemu emerytalnego. Klienci tego systemu odczują skutki jego działania najwcześniej za kilkanaście lat. Jest więc sporo czasu na jego doskonalenie i usprawnianie. Nie ma nacisku protestujących grup społecznych i zawodowych, nie ma pikiet i głodówek, nie mówiąc już o bardziej radykalnych formach wyrażania niezadowolenia. Sielanka byłaby pełna, gdyby jeszcze garstka dziennikarzy nie psuła nastrojów wytykaniem licznych niedociągnięć i różnych drobiazgów. Na szczęście mało kto ich słucha i do II filara przystępuje coraz więcej osób. Ich liczba zbliża się już do pięciu milionów. A będzie jeszcze więcej. Można więc już teraz mówić o sukcesie. Jednak już teraz trzeba się bardzo starać, by sukces ten utrzymać. Tym bardziej że z drugiego filara wycofać się już nie można. Może się zaś zdarzyć tak, że po pewnym czasie będziemy mieć do czynienia ze sporą grupą bardzo niezadowolonych klientów. Wszak ludzie są bardzo czuli na punkcie pieniędzy, szczególnie gdy chodzi o pieniądze, które mają stanowić źródło utrzymania po przejściu na emeryturę.Te zaś w większości leżą wciąż na nie oprocentowanym koncie w NBP, zamiast trafić w ręce fachowców, których zadaniem jest bezpieczne i efektywne ich pomnażanie. Leżą tak już od kilku miesięcy i nikt specjalnie się tym nie przejmuje. Można by powiedzieć - cóż to jest kilka miesięcy wobec kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lat, w ciągu których będą pracowały na naszą emeryturę. Wydaje mi się, że jednak punkt widzenia przyszłych emerytów jest nieco odmienny. Sądzę, że zdecydowanie woleliby oni, by ich pieniądze zaczęły pracować bez żadnej zwłoki. Niestety, raz tylko ZUS pomylił się na swoją niekorzyść, przesyłając funduszom kilkakrotnie większe środki, niż należało, i błędu tego nie zamierza powtórzyć.Początkowo winę za opóźnienia w przekazywaniu przez ZUS środków składano na karb przyjętych rozwiązań formalnoprawnych. Te jednak, stosunkowo szybko, jak na nasze warunki, udało się zmienić. Wtedy okazało się, że na niewiele się to zdało. W dalszym ciągu ZUS przekazuje funduszom niewielką część pieniędzy ze składek, co jednoznacznie wskazuje na niesprawność tej instytucji. Dla klientów II filara różnica jest jednak, wbrew pozorom, istotna. Teraz, gdy zniknęły przeszkody formalne, ZUS będzie musiał zapłacić odsetki za zwłokę. Te zaś wynoszą 21% w skali rocznej. Swoją drogą to całkiem korzystna "inwestycja", prawie dwukrotnie bardziej rentowna niż lokaty w papiery dłużne. Może więc nie warto ZUS-u popędzać. Niech spokojnie doszlifuje swoje systemy, przekaże na nasze konta pieniądze hurtem gdzieś pod koniec roku i zapłaci nam odsetki.Tyle tylko, że chyba nie o to chodziło twórcom reformy, zaś ZUS zapłaci odsetki z naszych podatkowych pieniędzy. Ponadto niezbyt zadowolone z takiego obrotu rzeczy byłyby fundusze emerytalne, które ponoszą spore nakłady, a nie docierają do nich wpływy. Ich biznesplany zaczynają się załamywać, akcjonariusze muszą uzupełniać kapitały, a straty rosną.W tym kontekście wysiłki zarządzających, którzy starają się, jak mogą, sklecić najmarniejszy choćby portfel, narażając się przy tym na zarzuty UNFE dotyczące przekraczania limitów inwestycyjnych, to już pestka. W cień usuwają się także takie drobnostki, jak pokraczne dane o strukturze portfeli, z których wynika, że kilka funduszy zaangażowało około 75-85% środków w lokaty bankowe, choć zdaniem ich przedstawicieli wcale tak nie jest, zaś dane te są wynikiem procedur transferu środków oraz metod księgowania.Bardziej istotne jest to, że w wyniku kulawego (nie z własnej winy) inwestowania, fundusze publikują dane o wartości jednostek uczestnictwa o małej wartości informacyjnej, a na tej podstawie niektórzy klienci mogą podejmować decyzje o zmianie funduszu, narażając się na niepotrzebne koszty.Karykaturalnie wręcz wyglądają szczegółowe dane obowiązkowo przekazywane przez fundusze agencjom informacyjnym. Ogromna większość klientów nie ma do nich dostępu, a nawet gdyby miała, nie byłaby w stanie sensownie ich zinterpretować i wykorzystać. Wydaje się, że mamy tu do czynienia z typowym przerostem formy nad treścią. Niestety dość kosztownym.

ROMAN PRZASNYSKI