Ostatnie grożenie podwyżką stóp procentowych NBP przez niektórych członków RPP wywarło krótkookresowy wpływ na rynek pieniężny. Wpływ długookresowy zależy od merytorycznej wiarygodności takiej perswazji i podatności na nią choć części krajowych banków.Przyspieszenie wzrostu gospodarczego Polski od drugiego kwartału br. po okresie lekkiego schładzania popytu krajowego i kryzysie rosyjskim w 1998 r. jest już faktem. Taki rozwój sytuacji nie powinien być zaskoczeniem, skoro większość ośrodków prognostycznych w Polsce tak przewidywała. Poprawa ogólnej sytuacji gospodarczej wpłynęła na polepszenie nastrojów inwestycyjnych i konsumpcyjnych oraz na wzrost akcji kredytowej banków. Ta ostatnia wzbudziła niepokój NBP, ponieważ wzrost kredytu krajowego w drugim półroczu nałoży się na oczekiwany przyrost aktywów zagranicznych z prywatyzacji kapitałowej. Wykonanie całorocznego deficytu budżetu centralnego na poziomie prawie 90 procent w połowie roku nie pozwala na dalsze ignorowanie potencjalnych dochodów budżetowych. Stworzy to razem presję na wzrost obu komponentów podaży szerokiego pieniądza M2 i groźbę wzrostu inflacji. Ponadto ekspansja kredytu krajowego może mieć wpływ na powiększenie deficytu na rachunku obrotów bieżących. Kolejnym punktem na liście zmartwień NBP jest nominalna i realna aprecjacja kursu złotego, która może nie tylko stanowić przyczynę wzrostu wspomnianego deficytu, ale i zachęcać inwestorów zagranicznych do krótkoterminowych lokat złotowych. Dysparytet stóp procentowych w Polsce i na świecie raczej nie będzie się zmniejszał, ponieważ Fed jest na razie usatysfakcjonowany ostatnią podwyżką stopy funduszy federalnych o 25 punktów bazowych, a w krajach UE i Azji stopy procentowe pozostają na historycznie niskim poziomie.Bezpośrednią przyczyną obecnych zmartwień NBP jest brawurowa decyzja o obniżce stóp procentowych ze stycznia br. o 250-300 punktów bazowych. Abstrahując od oceny merytorycznej tego posunięcia nieodparcie nasuwa się wniosek o błędzie taktycznym. Na początku 1999 r. RPP wytrąciła sobie z rąk główny instrument polityki pieniężnej, a stąd możliwość jej dostrajania w trakcie całego roku. Było to tym bardziej zaskakujące, że instrumentów tych pozostało już niewiele, skoro na początku br. spodziewano się decyzji o stopniowym upłynnianiu kursu złotego, konieczności zmniejszenia stopy rezerw obowiązkowych banków i małych możliwościach sterylizacji napływu kapitału zagranicznego wobec ciasnego budżetu szerokiego sektora rządowego.Zastanówmy się teraz, co może się stać, jeśli nastąpi podwyżka stóp procentowych NBP. Wpływ na wzrost kosztów obsługi długu krajowego i wydatki z budżetu jest oczywisty. Powiększy się skala niepewności podmiotów gospodarczych co do dalszego kierunku rozwoju sytuacji w sektorze realnym i poziomie inflacji. Powiększenie dysparytetu stóp procentowych spowoduje napływ kapitału krótkoterminowego i dalszą presję na aprecjację złotego i deficyt rachunku obrotów bieżących. Banki krajowe będą miały do wyboru albo ograniczyć akcję kredytową i narazić się na stratę klientów, albo zignorować NBP, co już miało raz miejsce i zaowocowało przyjmowaniem depozytów przez bank centralny. Istotna różnica w sytuacji przeszłej i obecnej polega na faktycznej liberalizacji rynku bankowego od stycznia 2000 r. W przypadku znacznego dysparytetu stóp procentowych krajowe banki lub sami klienci będą mogli pożyczać taniej za granicą niż w kraju, a aprecjacja kursu złotego będzie stanowiła dodatkową zachętę. Dlatego też, obecna sytuacja kojarzy się z nerwowym poruszaniem stopami, ale pod stołem posiedzeń członków RPP.
Rafał Antczak
Fundacja CASE