Faksem z Gdańska
Nie jest łatwo - zwłaszcza w tropikalnych upałach - zrozumieć zawiłości naszej polityki gospodarczej odnośnie do prywatyzowanych sektorów. Weźmy dla kontrastu lotnictwo i przemysł spirytusowy.LOT to jest jedno z dyżurnych zadań prywatyzacyjnych w Polsce. Pojawia się w planach od wielu lat. Ta wielokrotnie zapowiadana, ale wciąż nie zrealizowana operacja stała się pretekstem dla ochrony uprzywilejowanej pozycji LOT-u w obsłudze naszego rynku, a zwłaszcza quasi-monopolistycznej pozycji spółki Eurolot w przewozach krajowych.Powiada się - i słusznie - że nie należy osłabiać wartości przedsiębiorstwa przed prywatyzacją. Ma to jednak sens wtedy i tylko wtedy, gdy następuje szybka prywatyzacja. Bez tego ochranianie narodowego przewoźnika w epoce "otwartego nieba" jest bardzo kosztowne dla pasażerów i dla regionalnych portów lotniczych.Sztuczne centralizowanie połączeń międzynarodowych via Okęcie było korzystne dla LOT-u, ale hamowało rozwój portów w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu czy Gdańsku. Ceny biletów Eurolotu na liniach krajowych osiągnęły absurdalny poziom. Taniej można latać do Londynu, a nawet Ameryki. Rozkład jazdy jest sprawą dość umowną, a końcowe (po wylądowaniu) "dziękujemy Państwu, że wybraliście Eurolot" brzmi dość szyderczo w warunkach braku alternatywy i częstego opóźnienia rejsów.Ostatnio leciałem z Gdańska do Warszawy z międzylądowaniem w Bydgoszczy. Odnosiło się wrażenie, że Eurolot usiłuje dorównać czasowo w obsłudze tej trasy pociągom. Nadchodzi nieubłaganie epoka konkurencji i nie ma sensu dalsza ochrona LOT-u bez prywatyzacji. W tym roku, wedle zapowiedzi Ministerstwa Skarbu Państwa, powinien nastąpić finał tej operacji. Zapamiętajmy, że w tej dziedzinie sztucznie preparowano wartość narodowego przewoźnika, by zwiększyć jego atrakcyjność w oczach potencjalnych inwestorów. Z tych samych powodów przedłużono ochronę rynku paliwowego - z korzyścią dla rafinerii i stratą dla użytkowników dróg. Identyczne względy ukierunkowują nasze rozmowy z Unią Europejską w kwestii hutnictwa. Ale nie jest to żadna reguła.Zupełnie inaczej jest np. w przemyśle spirytusowym. Decyzje rządowe osłabiają pozycję Polmosów przed prywatyzacją. Każda podwyżka akcyzy na alkohole - a było ich wiele - uderza po kieszeni nie tylko konsumentów, ale i firmy. Zwiększa także opłacalność przemytu z zagranicy, co także pogarsza kondycję państwowych wytwórni. Można to łatwo podliczyć i udowodnić. Powody ostrego fiskalizmu w tej branży są oczywiste. Pod pretekstem walki z nadmiernym spożyciem alkoholu w Polsce resort finansów szuka najłatwiejszych sposobów załatania budżetowej dziury. Od lat znajduje się w tym samym miejscu - akcyza. Wychodzi z tego niejednolitość reguł gry w stosunku do różnych branż, które znajdują się w przededniu prywatyzacji. Można zrozumieć powody takiego stanu rzeczy, ale niekoniecznie trzeba się z tym godzić.
JANUSZ LEWANDOWSKI