W pobliżu gospodarki
Jaki procentbłędów w dowolnymsystemie przekazywania danych jest do zaakceptowania? Czy możnazgodzić sięna pięć dodziesięciuprocent pomyłek, czy raczejstandardem powinno być,że mniej niż co setna operacja zawiera jakiś błąd?
Proszę Państwa, nic z tych rzeczy. Ważna i poważna instytucja państwowa jest skłonna uznać, że wszystko będzie w porządku, jeśli niemal co trzecia operacja (dokładnie nawet do 30 procent) w nader ważnej dla milionów ludzi sprawie będzie zawierać błąd. I to wtedy, gdy chodzi o pieniądze.W PARKIECIE z 15 lipca przedstawiliśmy bardzo skomplikowany schemat obiegu składek emerytalnych, od zapłacenia ich przez nasze zakłady pracy do chwili, gdy pieniądze trafią na konta odpowiednich funduszy emerytalnych. Ze schematu tego wynika, że aby całość się powiodła, bezbłędnie musi być przeprowadzone osiem operacji przy spełnieniu pięciu warunków.Autorce tekstu towarzyszącego schematowi powiedziano, że ZUS ocenia, iż w obiegu tych pieniędzy może pojawić się nawet do 30 procent błędów. Towarzystwa emerytalne byłyby skłonne zaakceptować trzy do pięciu procent pomyłek.Z powyższego wyłaniają się dwa problemy. Po pierwsze - jeśli schemat obiegu (pieniędzy, informacji, dokumentów czy czegokolwiek innego) jest tak skomplikowany, że z góry można założyć, iż posługiwanie się nim wygeneruje kilka procent pomyłek, to znaczy, że albo schemat jest do kitu, albo oprzyrządowanie towarzyszące mu jest do luftu. W tym konkretnym przypadku spełnione są - jak mi się wydaje - oba warunki.Oczywiście, twórcy tego systemu obiegu pieniędzy ze składek emerytalnych powiedzą, że nie może on być prostszy, gdyż muszą być spełnione warunki bezpieczeństwa, obowiązki informacyjne, reguły takie i inne. Jeśli jednak (niezależnie od przyczyn) system generuje nieakceptowalnie wysoki procent błędów, jest nie do obrony.Kwestii, czy można spokojnie (a nawet jeśli niespokojnie, to co?) przyjmować, że błędów może być do trzydziestu procent proponuję w ogóle nie dyskutować. Jest to sprawa z Kafki i Mrożka razem wziętych i nie nadaje się do rozpatrywania w poważnej debacie o miliardach naszych złotych.Pozostaje problem, jaki procent pomyłek jest do przyjęcia. Jak się okazuje, bardzo różny, zależnie od tego, kto przyjmuje. Ja nie jestem skłonny zgodzić się na więcej niż jeden procent, gdyż dopóki moje składki nie są na moim koncie, w moim funduszu - nie pracują dla mnie. A to oznacza straty, tym większe, im wyższe kwoty wchodzą w grę.Fundusze emerytalne, zapewne bardziej realistycznie, są skłonne pogodzić się z kilka razy większą liczbą pomyłek. Boję się tylko, że jest to z ich strony błąd, podobny do tego, jaki popełnia się akceptując np. wyższy wskaźnik inflacji. Ma to w sobie coś z samospełniającej się prognozy. Godzimy się na trzy do pięciu procent, w efekcie będziemy mieli siedem lub dziesięć. Gdybyśmy upierali się, że system ma gwarantować jeden procent, a byłoby półtora czy dwa, to uznałbym, iż jest to do przyjęcia.Czy przyjmowanie na wstępie, że coś może być w wysokim stopniu niedoskonałe, to realizm czy też godzenie się na bylejakość? Taki realizm powoduje, że nigdy nie będzie naprawdę dobrze, jest więc z założenia szkodliwy. Fundusze emerytalne nie powinny zatem zgadzać się na realizm na poziomie pięciu procent błędów i już dawno powinny ostro domagać się od ZUS systemu sprawnego i przejrzystego. Obecny nie spełnia żadnego z tych warunków, jest też w wysokim stopniu niezrozumiały. Zgoda, nie jest to wina ZUS ani funduszy, gdyż nie one go dekretowały, ale ustawodawca. Ich winą jest natomiast godzenie się nań w milczeniu. Bo oznacza to tym samym zgodę na to, że będzie byle jak. I właśnie o to mam pretensje.
JAN BAZYL LIPSZYC