Koniec wieku
Żaden poprzedni wiek nie obfitował w taką liczbę prognoz jak nasz XX. W żadnym też wieku prognozy nie okazały się tak nie trafione. Prognozą, która miałanajwiększy wpływ na nasz wiek, ajednocześnie okazała sięnajbardziejbłędna, była ta związana z przekonaniem, że przeznaczeniem ludzkości jest socjalizm.
Dyskusja o trwałości i racjonalności gospodarki socjalistycznej toczyła się w środowisku ekonomistów w latach 20. i 30. Każda ze stron uznała, że w dyskusji tej odniosła zwycięstwo. Po latach trudno nie odnieść wrażenia, że argumenty zwolenników socjalizmu były naiwne. Jednym z głównych polemistów był profesor Oskar Lange, który zbijał argumenty Ludwiga Misesa, Borysa Bruckusa, czy Fryderyka Hayeka, dotyczące niezdolności socjalizmu do racjonalnego inwestowania z uwagi na brak rynku i wyceny czynników produkcji. Lange, a także inni ekonomiści marksistowscy uważali, że racjonalność rynku może być doskonale zastąpiona przez racjonalność mądrych decyzji planistycznych. Zniesienie rynku oznaczało w gruncie rzeczy zniesienie ekonomii jako nauki, ale wielu ekonomistów, także tych, którzy nie uważali się za marksistów, stopniowo podzielała przekonanie, że kontrola państwa nad gospodarką i wprowadzenie elementów centralnego planowania jest trendem stałym. Wcześniej czy później miał on doprowadzić do powszechnego socjalizmu, choć być może w innej niż sowiecka wersji. O dziwo, do chóru przyłączył się Józef Schumpeter, który w napisanej w roku 1942 pracy "Kapitalizm, socjalizm, demokracja" uznał, że przyszłość należeć będzie do socjalizmu. To proroctwo nie miało żadnych naukowych podstaw. W centrum uwagi wielkiego ekonomisty był "przedsiębiorca" - człowiek kreatywny, zdolny do ryzyka i innowacji. On, według Schumpetera, był motorem rozwoju gospodarki i społeczeństwa. Wystarczyło zadać pytanie - czy "przedsiębiorca" może istnieć w gospodarce poddanej centralnemu planowaniu, gdzie decyzje podejmuje centrum w oparciu o bardzo niedokładne, zwykle zakłamane informacje. Kapitulacja ekonomistów wobec socjalizmu brała się nie z naukowych przesłanek, ale z twardych realiów. W połowie naszego wieku system ten wydawał się być bardziej dynamiczny od gospodarki wolnorynkowej. Trudno w to uwierzyć, ale dobrze wykształceni ekonomiści zachodni byli zafascynowani sowiecką industrializacją. Nie bili na alarm, że w jej wyniku duża część ludzkości marnotrawi ograniczone zasoby ziemi.Pożegnanie z wiarą w socjalizm też nie wynikało z naukowych rozważań, lecz z ewidentnego kryzysu, jaki system ten przeżywał przynajmniej od lat 70. Wówczas to pojawiła się kolejna prognoza, która poważnie rozważana była przez środowiska naukowe. W roku 1972 zrzeszający kilkudziesięciu naukowców, zwykle o lewicowych poglądach, Klub Rzymski wydał pierwszy raport zatytułowany "Granice wzrostu". Zawarta w nim prognoza była ponura. Świat zmierzał rzekomo do katastrofy, w wyniku wyczerpywania się zasobów naturalnych. Jedynym wyjściem w tej sytuacji miał być wzrost zerowy krajów wysoko rozwiniętych. Rzecz jasna zaprojektowanie takiego wzrostu byłoby bardzo trudne bez zwiększonej kontroli państwa, które udzielałoby poszczególnym firmom koncesji na produkcję, na jej zwiększanie, na inwestycje, innowacje, eksploatację zasobów naturalnych, itd. Tylnymi drzwiami wprowadzony byłby socjalizm, który właśnie bankrutował w Polsce, ZSRR i innych krajach komunistycznych. Raport Klubu Rzymskiego brał się nie tyle z rzetelnych analiz, ile z ponurych nastrojów, jakie panowały na Zachodzie na początku lat 70., a spowodowane były cyklicznym kryzysem gospodarki światowej, wzmocnionym przez szok naftowy.Kolejny kryzys, jaki wybuchł przed dwoma laty i objął przede wszystkim rynki finansowe, znów wywołał falę pesymistycznych prognoz. Nawet Peter Drucker - guru teorii zarządzania korporacjami i George Soros - cesarz spekulantów - uznali za niebezpieczne najnowsze trendy światowej gospodarki. Wypowiadali się za wprowadzeniem ograniczeń dla przepływów kapitałowych, które jak twirdzą, mogą doprowadzić do destabilizacji światowej gospodarki. Ta prognoza jeszcze nie została zweryfikowana. Historia mijającego wieku każe jednak sceptycznie podchodzić do katastroficznych prognoz. Co kilka lub kilkanaście lat gospodarka rynkowa przeżywa poważne wstrząsy, spowodowane między innymi szalonym postępem technicznym, ale rynek z tych wstrząsów wychodzi zwycięsko.
WITOLD GADOMSKI
publicysta "Gazety Wyborczej"