W pobliżu gospodarki
Kto jest numerem jeden na polskiej giełdzie, najlepszym graczem, biorąc pod uwagę wyłącznie osoby fizyczne, polskich przedsiebiorców, nie firmy? To zależy w jakiej kategorii.Czytając prasę ekonomiczną, zajmującą się regularnie giełdą, a właściwie szerzej - rynkiem kapitałowym, można wyodrębnić trzy rodzaje pojawiających się tam nazwisk. Najczęściej goszczą na łamach menedżerowie, od Witolda Zaraski poczynając, przez Michała Skipietrowa, Barbarę Lundberg, Wojciecha Kostrzewę i Cezarego Stypułkowskiego na (do niedawna) Grzegorzu Tuderku kończąc, by już nie wspomnieć o Dariuszu Przywieczerskim. Listę każdy może uzupełnić o swoje typy - nie jest ona ani pełna, ani reprezentatywna, to tylko przykłady. Ta kategoria, to fachowcy wynajęci do kierowania firmami, a nie ich właściciele. Nawet jeśli byli głównymi motorami prywatyzacji przedsiębiorstw, którymi kierują i mają pakiety po kilka procent ich akcji, to w każdej niemal chwili może po nich nawet ślad nie zostać. Nie życzę im tego, ale były już przykłady, że tak się dziać może. W tej kategorii na gwiazdę pierwszej wielkości wyrósł ostatnio Wojciech Kostrzewa, prezes BRE. Jemu więc należy się tytuł gracza numer jeden.Kategoria druga, to biznesmeni.Wydawać by się mogło, że polscy przedsiębiorcy istnieją na rynku kapitałowym tylko o tyle, o ile pisze o nich "Wprost" przy okazji publikowania dorocznej listy najbogatszych. No i jeszcze czasem, gdy Polska Rada Biznesu zaprotestuje przeciw kolejnej propozycji zmian w podatkach. Na giełdzie, żeby już trzymać się listy "Wprost", z pierwszej dwudziestki "naj" pojawiają się nazwiska pięciu. Są to, z jednym, ale nader charakterystycznym wyjątkiem, założyciele firm, którzy weszli z nimi na giełdę i na niej trwają. Nadal niemal wyłącznie jako główni udziałowcy tych macierzystch firm.Nieobecni są natomiast na giełdzie Aleksander Gudzowaty, Zygmunt Solorz, Marek Profus, Kazimierz Grabek, Jerzy Starak, Zbigniew Niemczycki, Jan Wejchert, Piotr Buchner (wszystko pierwsza dziesiątka listy). Chyba że ich aktywność nie sięga pięciu procent w jednej spółce - ale jeśli tak, to nie są giełdowymi rekinami.Teraz pora na ten wyjątek, na jedynego w tej kategorii prawdziwego gracza. Od kilku dni ma ponad połowę akcji Warty i realne szanse na posiadanie pakietu w okolicy 75 procent. Od dawna jest zresztą głównym rozgrywającym w tej firmie ubezpieczeniowej. Jego umowa z Elekrimem, dotycząca udziałów w PTC, trafiła na czołówki wszystkich pism ekonomicznych w kraju. Wcześniej mieszał sporo w PBK i jestem pewien, że jeszcze nieraz będzie bohaterem pierwszych stron gazet. Bezdyskusyjnym liderem w kategorii drugiej jest, jak już dawno Państwo zgadli, Jan Kulczyk.Trzecia grupa graczy giełdowych jest najtrudniejsza do opisania, gdyż należą do niej ludzie działający z wielu względów bez rozgłosu, ludzie, którzy nie mają, jak ci z pierwszej i drugiej kategorii, znanego od lat opinii publicznej życiorysu biznesowo-menedżerskiego. Przyszli na giełdę jakby znikąd. Palmę pierwszeństwa dzierży w tej grupie, według mojego stanu wiedzy, Jerzy Hubert Gierowski. Dopiero co wygrał ze Strzelcem batalię o pakiet kontrolny Browarów Lubelskich. Publicznie zaistniał kilka miesięcy temu, przy okazji walki z Kredyt Bankiem o Animex, a potem sprzedaży akcji tej spółki Hiszpanom.Co wynika z tej mojej nader dowolnej typologii i arbitralnego przyznawania tytułów wielkiego gracza? Wakacyjna zabawa czy coś więcej? Na pewno konstatacja, że tak naprawdę świat warszawskiej giełdy to niewiele więcej niż kilkanaście znanych nazwisk, w których kręgu obracamy się od kilku lat. Nowych przybywa powoli. O wiele za wolno!
Jan Bazyl Lipszyc