Polska-Unia Europejska

Od ubiegłego roku w większości krajów Unii Europejskiej działa w pełni konkurencyjny rynektelekomunikacyjny. W Polsce dochodzenie do standardów unijnych ma się zakończyć w grudniu 2002 r.- wówczas powinniśmy być gotowi do akcesji. Ale już teraz istnieją prawne i realne możliwości liberalizacji w dziedzinie połączeń lokalnych i międzystrefowych. Jedynie w połączeniach międzynarodowychmonopol TP SA będzie trwał jeszcze przez ponad trzy lata.

Liberalizacja ma służyć rozwojowi sektora i upowszechnianiu nowoczesnych usług telekomunikacyjnych po możliwie niskich cenach. W Unii idea budowy konkurencyjnego, jednolitego rynku telekomunikacyjnego narodziła się w końcu lat 80. Powstała wówczas tzw. Zielona Księga, na podstawie której Komisja Europejska przygotowała program, zakładający otwieranie się krajowych rynków i stopniowy rozwój konkurencji.Budowa rynku w sektorze zaawansowanych technik to proces złożony i wielowątkowy. Jednak dzięki doświadczeniom unijnym (a wcześniej amerykańskim) droga jest już przetarta. Wiadomo, że należy oddzielić działalność regulacyjną od operacyjnej, wprowadzić swobodę świadczenia usług, stworzyć warunki wolnego dostępu do sieci i usług, zreformować strukturę cen, zbliżając ją do rzeczywistej struktury kosztów, a także określić zasady współpracy i rozliczeń między operatorami. Z racji specyfiki branży w Unii powołano Europejski Instytut Standardów Telekomunikacyjnych oraz wprowadzono zasadę wzajemnego uznawania homologacji tzw. urządzeń końcowych (urządzenie dające się przyłączyć do sieci publicznej).Dobre początkiW Polsce idea liberalizacji została podchwycona stosunkowo szybko. Na początku transformacji w 1990 r. Sejm uchwalił ustawę o łączności, która oddzieliła telekomunikację od poczty, powołując nowy podmiot, operatora krajowego - Telekomunikację Polską SA. Ustawa ta, dość gruntownie znowelizowana w 1995 r., stworzyła podstawy do liberalizacji (uruchomienie procesu koncesyjnego i wejście nowych podmiotów), jednak w stopniu niewystarczającym w stosunku do wymagań UE. Chodzi nie tylko o ograniczenia w zakresie połączeń długodystansowych, ale również o limity dla kapitału zagranicznego. Przedstawiciele Komisji Europejskiej oceniają, że jak dotąd Polska zaadaptowała unijne prawo telekomunikacyjne w 24%.Odrębny rozdział to wykorzystywanie możliwości prawnych. W przypadku telefonii komórkowej odnotowano sukces. W telefonii stacjonarnej konkurencji prawie nie widać. Proces koncesyjny dla operatorów lokalnych sieci niedawno się zakończył, a dla operatorów międzystrefowych i międzymiastowych - właśnie się zaczyna. Unijni obserwatorzy są zdania, że Polska w dziedzinie liberalizacji rynku straciła kilka lat.W 1995 r., przy okazji nowelizacji ustawy o łączności, posłowie zobowiązali rząd do opracowania nowego aktu prawnego, traktującego kompleksowo zagadnienia rynku telekomunikacyjnego. Miał on zawierać regulacje, służące rozwojowi pełnej konkurencji, zgodne z normami i doświadczeniami Unii Europejskiej.Prace nad projektem trwały długo. Ostatecznie w końcu ubiegłego roku rząd zatwierdził projekt "Prawa telekomunikacyjnego". W maju br. wraz z propozycjami niektórych aktów wykonawczych (niestety, nie wszystkich najważniejszych, brakuje aktu regulującego współpracę operatorów) projekt został przedstawiony w Sejmie. Obecnie nad tym pakietem trwają prace w komisji sejmowej. Zdaniem uczestniczących w nich posłów i ekspertów, prace nad nim potrwają jeszcze jakiś czas, a projekt ulegnie prawdopodobnie modyfikacji. Nie wiadomo, czy będzie gotowy na koniec roku, jak chciał rząd.Nie wszystko zgodneChoć projekt ustawy został opracowany z myślą o zasadach obowiązujących w UE, jego autorzy nie przestrzegali literalnie wszystkich unijnych dyrektyw. Z unijnym prawem niezgodny jest np. art. 139 projektu, dający TP SA wyłączność na połączenia międzynarodowe do końca 2002 r., a więc do czasu przewidywanej integracji z Unią Europejską. Ograniczenie to ma charakter przejściowy, a ustawa dajżliwość wcześniejszej rezygnacji z niego (delegacja dla Rady Ministrów do zmiany przepisu). Generalnie urzędnicy Komisji Europejskiej, śledzący proces liberalizacji naszego sektora telekomunikacyjnego, są przychylni takiemu rozwiązaniu.W Unii Europejskiej zakres regulacji dotyczących tworzenia konkurencyjnego rynku telekomunikacyjnego jest bardzo szeroki. Filarami europejskiego prawa są dwie zasady: swoboda świadczenia usług i otwarty dostęp do sieci. Unijne dyrektywy zobowiązują kraje członkowskie do cofnięcia wszystkich praw wyłącznych i specjalnych w tym zakresie.Nowe instytucjeNowością wprowadzoną przez projekt Prawa telekomunikacyjnego jest znaczne ograniczenie zasady koncesjonowania. Działalność telekomunikacyjna ma podlegać rejestracji, a jedynie w szczególnych sytuacjach, gdy w grę wchodzi dzielenie dóbr ograniczonych (tzw. rzadkich), trzeba będzie starać się o zezwolenie. Zezwolenia mają funkcjonować w zakresie przydziału częstotliwości i numeracji, a także w przypadku świadczenia usług telekomunikacyjnych za pośrednictwem publicznych sieci telefonicznych i publicznych sieci służących do rozprowadzania sygnałów radiofonicznych lub telewizyjnych.Zezwolenia - zgodnie ze standardami Unii - ma wydawać niezależny organ regulacyjny, pilnujący otwartego dostępu do sieci. Będzie to Urząd Regulacji Telekomunikacji. Przy dużej liczbie chętnych URT miałby organizować przetargi na zezwolenia.Zakres zadań urzędu regulacyjnego ma być znacznie szerszy niż rejestracja podmiotów i wydawanie zezwoleń. URT będzie również zobowiązywać operatorów do świadczenia tzw. usług powszechnych i zarządzać specjalnym funduszem usług powszechnych. Ponadto rozstrzygać w sprawach umów o łączeniu sieci i wzajemnych rozliczeniach operatorów, zatwierdzać taryfy, wydawać świadectwa homologacji, wreszcie - kontrolować i karać za nieprzestrzeganie przepisów prawa.W tej chwili funkcję regulacyjną spełnia minister łączności, a więc przedstawiciel rządu. Celem transformacji jest między innymi oddzielenie polityki od działalności regulacyjnej.Powszechne i komercyjneUstawa Prawo telekomunikacyjne ma wprowadzić zgodną z dyrektywami Unii definicję usług powszechnych. Miałby to być "minimalny pakiet" usług o określonym, możliwie szerokim zasięgu, świadczony po przystępnych cenach. Według projektu, mają to być usługi telefoniczne, świadczone za pośrednictwem publicznych sieci przez operatorów posiadających zezwolenie na taką działalność. Szczegółowe warunki określające ich jakość i dostępność miałby określić minister w drodze rozporządzenia.Usługi powszechne z jednej strony są traktowane jako dobro powszechne, z drugiej - mają wpływ na wyniki finansowe operatorów zobowiązanych do ich świadczenia, a więc pośrednio na kondycję całego rynku. Dlatego nie wyklucza się możliwości dofinansowania w uzasadnionych przypadkach operatorów, na których urząd regulacji nałoży obowiązek świadczenia usług powszechnych. Dopłata miałaby być finansowana z funduszu usług powszechnych, tworzonego ze składek, płaconych przez operatorów od przychodów, uzyskiwanych z bardziej intratnej działalności. W warunkach polskich z funduszu można by na przykład dofinansowywać operatorów lokalnych, którzy podjęli się budowy sieci na terenach o ubogiej infrastrukturze telekomunikacyjnej (tereny wiejskie).W krajach, które nie wprowadziły jeszcze wszystkich rozwiązań unijnych, w tym w Polsce, finansowanie nieopłacalnych przedsięwzięć przez poszczególne firmy odbywa się z przychodów, pochodzących z działalności opłacalnej. W przypadku TP SA połączenia długodystansowe są źródłem dofinansowania połączeń krótkodystansowych. W Unii praktyki takie są zabronione, a jedną z zasad jest orientacja kosztowa i tzw. równoważenie taryf, czyli zmiana ich struktury. W praktyce oznacza to podnoszenie cen na połączenia lokalne, na ogół kształtujące się poniżej kosztów, a obniżanie na usługi długodystansowe (międzystrefowe i międzynarodowe). Właśnie taką politykę zmiany struktury cen powinna stosować TP SA. Jest to warunek wprowadzenia konkurencji, a więc i mechanizmów ograniczających wzrost cen w połączeniach lokalnych.Abonent nasz panProjekt ustawy po raz pierwszy w naszym prawie określa reguły, na jakich abonenci sieci telefonicznych będą mogli dokonywać wyboru operatorów - lokalnego, międzystrefowego i międzynarodowego. W myśl nowych zasad, operator nie będzie mógł odmówić usługi polegającej na przyłączeniu telefonu i - co więcej - powinien ją wykonać w terminie nie dłuższym niż rok. Jeśli się z tego nie wywiąże, zapłaci karę, która zasili fundusz usług powszechnych.Nowe przepisy opisują, w jaki sposób mają działać podmioty udostępniające usługi telekomunikacyjne, na jakich zasadach będą świadczone usługi dzierżawy łącz i usługi telekomunikacyjne dla firm, które za pośrednictwem sieci udostępniają bazy danych.Mimo braku "rynkowej" ustawy, rynek telekomunikacyjny zaczął się już tworzyć. O jego dynamice świadczy przede wszystkim rozwój telefonii komórkowej. Ale i w telefonii stacjonarnej zachodzą zmiany. Mamy już za sobą przetargi na operatorów lokalnych - konkurentów TP SA w poszczególnych województwach. Na razie ich udział w rynku wynosi tylko 3%, ale to się zmieni, gdy dojdzie do konsolidacji i powstania kilku silnych firm. W tej chwili rozpoczyna się kolejny etap - przetarg na operatorów międzystrefowych. Niewątpliwie przyszła również pora na ustawę, przyśpieszającą proces budowania rynku. Z doświadczeń zagranicznych wynika, że liberalizacja owocuje szybkim rozwojem sektora, rozbudową sieci i w niedługim czasie - obniżką cen.Dla dynamiki procesu rynkowego na obecnym etapie okresowe ograniczenia dotyczące połączeń międzynarodowych nie mają raczej zasadniczego znaczenia. Zdaniem specjalistów, bardziej groźne są niejasności tkwiące w projekcie ustawy. Dotyczą one mechanizmów finansowania lokalnej infrastruktury, zasad rozliczeń operatorskich, a także sposobów kształtowania taryf i dochodzenia do właściwej ich struktury. Warto jednak podkreślić, że uchwalenie ustawy Prawo telekomunikacyjne nie zakończy tworzenia systemu rynkowego, lecz go rozpocznie. Proces regulacji rynku potrwa jeszcze kilka lat, w przyszłości też będziemy odczuwać korzyści płynące z liberalizacji.

MAŁGORZATA POKOJSKA