Leszek Balcerowicz zostaje w rządzie

Jeszcze w grudniu Ministerstwo Finansów przedstawi rozwiązania prawne, które mają zapobiec dyskryminacji małych i średnich przedsiębiorstw spowodowanej prezydenckim wetem wobec ustawy o podatkach osobistych - zapowiedział wczoraj wicepremier Leszek Balcerowicz.

Minister finansów pierwszy raz publicznie skrytykował prezydenta za niepodpisanie ustawy o PIT. Jego zdaniem, przyniosło to wiele szkód, zwłaszcza małym i średnim przedsiębiorstwom, gdzie podmiotami są osoby fizyczne prowadzące działalność gospodarczą. - Mamy dramatyczną niespójność w sposobie traktowania podatników prowadzących działalność gospodarczą. Drobni przedsiębiorcy będą teraz traktowani zdecydowanie gorzej niż wielkie firmy. Przejawiać się to będzie m.in. w niekorzystnych warunkach amortyzacji, a także w większej rozpiętości stawek - mówił Leszek Balcerowicz. Jego zdaniem, resort finansów już na początku grudnia przedstawi interpretację przepisów podatkowych, żeby małe i średnie firmy "mogły się lepiej w tej sytuacji odnaleźć". - Podjęliśmy też pracę nad uregulowaniami prawnymi, które, choć w części, usuną dyskryminację - dodał.Dużo autopoprawek- Po decyzji prezydenta trzeba będzie zrewidować założenia programu mieszkaniowego, przygotowanego przez rząd. Zakładał on, że środki publiczne w większym stopniu będą przeznaczane dla mniej zamożnych. Weto spowodowało, że nadal będzie obowiązywać duża ulga mieszkaniowa, z której korzystali głównie bogatsi. A właśnie eliminacja tej ulgi miała być głównym źródłem finansowania nowego programu - mówił wicepremier.Jednak poprawki i tak trzeba by było wprowadzić - poselskie nowelizacje ustaw podatkowych różniły się od projektów rządowych i miały inne konsekwencje dla budżetu. "Winien" był też sam rząd, który zdecydował się wprowadzić okres przejściowy w stosowaniu ulg w podatku VAT dla zakładów pracy chronionej. Jak mówił Balcerowicz, jedną z przyczyn, dla których zdecydował się zostać, było jednomyślne przyjęcie przez rząd autopoprawki do budżetu w kształcie takim, jak chciał tego resort finansów.Wśród ekonomistów zdania na temat przyszłorocznego budżetu są podzielone. Część z nich, jak prof. Marek Belka, doradzający prezydentowi w sprawach gospodarczych, uważa, że założenia makroekonomiczne są nierealne - z wyjątkiem założonego tempa wzrostu PKB. Inni, jak prof. Stanisław Gomułka, doradca ministra finansów, są odmiennego zdania. Według niego, nie ma potrzeby zmieniać większości założeń makroekonomicznych - nawet w świetle ostatnich informacji dotyczących tegorocznego wzrostu cen, czy zawirowań na rynkach walutowych. - Zasadnicze zmiany w projekcie budżetu na przyszły rok będą spowodowane sytuacją w ZUS. Większa dotacja do II filaru spowoduje wzrost deficytu o ok. 0,3% PKB. Te pieniądze nie zwiększą popytu, ponieważ będą inwestowane przez fundusze emerytalne. Z tego punktu widzenia nie ma powodów, żeby zmieniać założone tempo wzrostu gospodarczego (które zresztą może być nawet większe) czy wskaźnika inflacji. Być może trzeba skorygować prognozy kursów walutowych i wysokości stóp procentowych - powiedział PARKIETOWI prof. Gomułka.Większy deficyt budżetowyI do tej właśnie opinii przychylił się rząd. W budżecie na 2000 r. nadal widnieje założenie 5,2-procentowego tempa wzrostu PKB. Według projektu, inflacja na koniec przyszłego roku ma spaść do 5,2%, a średnioroczny wskaźnik wzrostu cen ma wynieść 5,7%. Zmieniły się za to założenia dotyczące deficytu budżetowego - wzrośnie on o ok. 2,7 mld zł, które trafią do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Oznacza to, że ujemne saldo wzrośnie do ok. 2,2% PKB (wcześniej planowano ok. 1,9% PKB).

MAREK CHĄDZYŃSKI