Wydaje się, że rynek niejako bez większego wysiłku osiągnął już taki stan, w którym każdy powód do wzrostów kursów jest dobry, a z kolei każdy spadek ceny wręcz znakomitą okazją do zwiększania pozycji. Powodem może być przynależność do którejś z giełdowych branż (w ostatnim czasie wygląda na to, że każda ma mnóstwo zalet - a jeśli nawet nie bardzo, to ma przynajmniej wspaniałe perspektywy; może być także internet (i mam takie wrażenie, że już samo użycie tego słowa przez którąkolwiek ze spółek bywa odbierane jak przeniesienie jej do grupy firm określanych jako "hi-tech"?), a pewnie lada moment będzie nim także stosowanie nazwy "system Linux" - o ile, oczywiście, "w kontekście"? Proszę się nie obrażać, a także nie irytować - jeśli już nawet przedstawiciel którejś z renomowanych firm działających na rynku bez porównania dojrzalszym od naszego po giełdowym debiucie (ponad 8 razy drożej od IPO) producenta tegoż Linuksa ogłosił zasadność wyrzucenia do kosza licznej literatury, tej będącej dotychczas kanonem wiedzy o wielu aspektach bankowości inwestycyjnej, to chyba problemu "kryzysu metodologii" i u nas się nie uniknie?Wczoraj jedną z literek "G" oznaczono - po prawie maksymalnym wzroście - kurs Optimusa: walorów na rynku sporo (bo 204, ale uwaga: niedawno było... więcej!), więc nie pamiętałem około ilu wynosi dla tych akcji podawany przez GPW wskaźnik C/Z - otóż wczoraj było to nieco ponad 25, tyle że tysięcy... Mniejsza o to, dlaczego aż tyle - ale i to chyba pokazuje, że nie tak się teraz "liczy", o ile to ostatnie w ogóle jest tu właściwym słowem?

.