Przed integracją z Unią Europejską

- Jeśli chcemy uniknąć kryzysu finansowego przed przystąpieniem do Unii Europejskiej, musimy szybciej zmniejszać deficyt finansów publicznych - uważa Krzysztof Rybiński z ING Barings. Zagrożeń makroekonomicznych jest więcej. W piątek na ten temat obradowała Rada Strategii Społeczno-Gospodarczej.Zdaniem K. Rybińskiego, problemy mogą wyniknąć z coraz większego popytu na oszczędności krajowe. Popyt jest generowany przez dwa źródła: sektor finansów publicznych, który będzie musiał zwiększyć wydatki choćby po to, żeby móc wchłonąć środki pomocowe UE, i sektor prywatny, który powinien ponosić nakłady na restrukturyzację, jeśli chce sprostać międzynarodowej konkurencji.- Ten nieuchronny wzrost popytu na oszczędności krajowe zostanie skonfrontowany z ich niską podażą. To będzie przyczyna wzrostu deficytu na rachunku bieżącym - uważa K. Rybiński. Niedostatek będzie bowiem rekompensowany z oszczędności zagranicznych, także przez sektor rządowy, którego dochody są mniejsze od wydatków. - Proponowana przez Ministerstwo Finansów ścieżka ograniczania deficytu finansów publicznych nie jest zbyt ambitna, tym bardziej że w 2002 r. drastycznie spadną dochody z prywatyzacji - uważa K. Rybiński.Według Bohdana Wyżnikiewicza z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, groźny dla gospodarki może okazać się mały stopień świadomości wśród przedsiębiorstw. Z danych IBnGR wynika, że około jedna trzecia firm, zwłaszcza przygranicznych, w ogóle nie zdaje sobie sprawy z wymagań, jakie niesie przystąpienie do UE. - Wiele firm może zbankrutować, co spowoduje wzrost bezrobocia. Na rynku pracy sytuację skomplikuje dodatkowo odpływ wysoko wykwalifikowanej siły roboczej - uważa B. Wyżnikiewicz. Jednak jego zdaniem, wejście do UE to "więcej szans niż zagrożeń". - Oznacza to lepsze kontakty gospodarcze. Można się też spodziewać wzrostu stopy inwestycji i siły nabywczej ludności. Z drugiej strony, nastąpi jeszcze większe rozwarstwienie majątkowe społeczeństwa - powiedział B. Wyżnikiewicz. Według niego, transfery z UE mają negatywne strony - bo w pewnej części trzeba je uzupełniać lokalnymi środkami publicznymi, co polski rząd robi nieudolnie. Jak powiedział, w dużej części unijne pieniądze mogą być stracone. Jeśli jednak uda się je pozyskać, to przyniosą dużo pożytków. - Oceniam, że dzięki nim PKB wzrośnie dodatkowo o 1% - uważa B. Wyżnikiewicz. - Finanse publiczne powinny przygotować się też do prowadzenia podwójnej rachunkowości: w złotych i w euro. W tej sprawie nic się nie robi - dodał.Optymistą jest Paweł Samecki, sekretarz stanu w Urzędzie Komitetu Integracji Europejskiej. Jego zdaniem, wizja bankructwa firm jest przesadzona, a zagrożenie dla gospodarki nie tak duże. - Misja MFW ocenia, że apogeum deficytu obrotów bieżących Polski nastąpi w tym i w przyszłym roku. Potem deficyt będzie malał - mówił P. Samecki.

M.CH.