Według ośrodków badających opinię publiczną, maleje wśród Polaków entuzjazm dla integracji z Unią Europejską. Trudno się temu dziwić, obserwując dyskusje, toczone przez elity naukowe i biznesowe o gospodarczych skutkach wejścia do Unii.Coraz mniej mówi się o korzyściach, coraz więcej o kosztach i zagrożeniach, wynikających z integracji ze wspólnym, europejskim rynkiem. Podkreśla się zwłaszcza zagrożenie dla słabych polskich przedsiębiorstw, wynikające z konkurencji znacznie lepiej usadowionych na rynku, potężniejszych kapitałowo firm zachodnich. Zniesiona zostanie ostatecznie ochrona krajowego rynku w postaci cła, instrumentów pozacłowych, dotacji dla zagrożonych gałęzi, zakazanych w Unii. Przez jakiś czas pozostanie możliwość wspomagania rynku krajowego polityką monetarną, lecz wchodząc do UE będziemy skazani na wspólną walutę, którą wcześniej czy później będziemy musieli przyjąć.Konsekwencją będzie znaczny wzrost bezrobocia, a być może także recesja, wywołana falą bankructw. Wprawdzie Unia pokryje częściowo straty, wynikające z europejskiej konkurencji, lecz per saldo transakcja ta będzie dla Polski niezbyt opłacalna. Taki jest mniej więcej tok rozumowania o potencjalnych skutkach integracji z Unią.Dyskutanci wiele mówią o sytuacji poszczególnych branż i firm, o dyrektywach Unii i normach, które będziemy musieli spełnić, znacznie mniej o teorii ekonomii, która wiele miejsca poświęca przecież opisowi korzyści, wynikających z wolnego handlu. Kanonem jest tu twierdzenie, że na handlu bogacą się obie strony i dla obu wymiana może być korzystna. Mówi o tym zarówno klasyczna teoria kosztów komparatywnych Davida Ricardo, jak i współczesne teorie, na czele z twierdzeniem Heckschera--Ohlina.Wydaje się, że wiele osób nie rozumie sensu pojęcia "przewaga komparatywna". Każda gospodarka - w tym i polska - ma komparatywne, czyli względne przewagi i słabości. Wolny handel prowadzi do wzmocnienia gałęzi, mających komparatywne przewagi i do osłabienia tych, które są względnie słabsze. Następuje zatem dostosowanie gospodarki, dzięki któremu zasoby wykorzystywane są bardziej efektywnie. Wolny handel między krajami przyczynia się do zwiększenia konkurencyjności i elastyczności rynków. Dzięki temu następuje nie tylko przesunięcie strumieni handlu, ale także ich kreacja, czyli powiększenie ogólnej wymiany.Korzystają na tym wszyscy uczestnicy handlu międzynarodowego, choć w nierównym stopniu. Zwykle większe korzyści odnosi kraj mały, który przyłącza się do rynku znacznie większego. W jego strukturze gospodarki następują przesunięcia w kierunku bardziej efektywnego wykorzystywania zasobów. Firmy korzystają jednocześnie z efektu skali. Mają możliwość ekspansji na znacznie większy niż dotychczas rynek.Tyle teoria, z którą warto skonfrontować sytuację gospodarczą Polski. W ciągu ostatnich 10 lat następowały burzliwe przemiany w strukturze naszej gospodarki i handlu zagranicznego. Przemiany te były szczególnie dynamiczne w początkach lat 90., kiedy doszło do gwałtownego otwarcia gospodarki poprzez zniesienie monopolu handlowego państwa, wprowadzenie wymienialnego pieniądza i podpisanie gospodarczych umów międzynarodowych przez Polskę. Restrukturyzacja gospodarki doprowadziła do zamknięcia wielu trwale nieefektywnych przedsiębiorstw, a jednocześnie umożliwiła powstanie setek tysięcy nowych firm. W sumie nastąpiła zdecydowana poprawa efektywności gospodarki, która wyraża się choćby wysoką dynamiką PKB.Przed podobnym procesem, prawdopodobnie mniej dramatycznym, stoi obecnie polska gospodarka. Ostateczne zniesienie wszelkich barier w wymianie z krajami UE i w przepływach kapitałowych doprowadzi do upadku wielu firm, a jednocześnie stworzy wspaniałe warunki dla ekspansji wielu innych. Ostateczny bilans tego procesu będzie dla gospodarki polskiej pozytywny. Dostępne zasoby będą lepiej wykorzystane, co będzie dodatkowym impulsem dla wzrostu gospodarczego. Proces ten może prowadzić do ujawnienia bezrobocia, dziś ukrytego. Ale nie ma żadnego powodu, by bezrobocie to było zjawiskiem trwałym.Polska jest krajem dysponującym względną nadwyżką siły roboczej i względnym niedostatkiem kapitału. A zatem przemysły pracochłonne rozwijać się będą szybciej, tworząc dodatkowe miejsca pracy. Chyba że biurokratyczne przepisy tworzone w Polsce i narzucane przez Unię doprowadzą do zniekształcenia rynku pracy. Ale to już zupełnie inna historia.

WITOLD GADOMSKI,

PUBLICYSTA "GAZETY WYBORCZEJ"