Budżet 2000
AWS i UW bez większych zastrzeżeń popierają projekt przyszłorocznego budżetu i prawdopodobnie w czwartek ich głosami Sejm przyjmie ustawę. Opozycja zarzuca koalicjantom przygotowanie "budżetu wirtualnego".Projekt budżetu zakłada 5,2-procentowy wzrost PKB w przyszłym roku i inflację średnioroczną na poziomie 5,7%. Deficyt obrotów bieżących ma wynieść ok. 6,1% PKB. Dochody budżetu wyniosą ponad 140,8 mld zł, wydatki 156,2 mld zł. Planowany deficyt budżetowy to 15,4 mld zł, co stanowić będzie 2,28% PKB. Ujemne saldo całego sektora publicznego wyniesie 2,75% PKB.Zdaniem posła Pawła Arndta (AWS) projekt zapewnia finansowanie reform, które wprowadza rząd, a priorytety, jakie przyjęto przy pisaniu budżetu, są właściwe. - To jest projekt na miarę naszych możliwości, który zapewni wzrost gospodarczy - uważa P. Arndt. Według niego, na kształt przyszłorocznych finansów państwa miało wpływ prezydenckie weto do nowelizacji ustawy o podatkach dochodowych od osób fizycznych. - Straciliśmy szansę na zwiększenie liczby miejsc pracy, zwłaszcza w małych i średnich przedsiębiorstwach. Nie będzie można wprowadzić również nowego programu mieszkaniowego przygotowanego przez rząd - mówił poseł AWS.SLD i PSL: szalonyliberalny pociągPoseł Wiesław Ciesielski mówiąc w imieniu klubu SLD powiedział, że rząd przedstawił "budżet kolejnych wyrzeczeń i niezadowolenia społecznego". - Rząd nie ma trafnej diagnozy gospodarczej. To budżet wirtualny. To jest najgorszy z dotychczasowych budżetów tej koalicji. Rządowi chodzi raczej o przyjęcie czegokolwiek, byle tylko utrzymać się u władzy - mówił W. Ciesielski. Jednak najbarwniejsze epitety padły z ust szefa PSL Jarosława Kalinowskiego. - Ten budżet jest jak oszalały liberalny pociąg, który zgubił już wagony z normalnymi ludźmi. Teraz ciągnie tylko salonkę z tymi najbogatszymi - powiedział lider PSL.Nierentowne firmy, ludzie bez pracyPosłowie lewicy zarzucali też rządowi, że to z jego winy rośnie inflacja i bezrobocie, zwiększa się odsetek nierentownych przedsiębiorstw i spadają nakłady inwestycyjne. Zdaniem Wiesława Ciesielskiego 5,7-procentowy wskaźnik średniorocznej inflacji zapisany w przyszłorocznym budżecie jest zbyt niski. Według niego, utrzymanie go będzie oznaczało restrykcyjną politykę monetarną, której ubocznym skutkiem stanie się powiększenie deficytu obrotów bieżących. To zaś negatywnie wpłynie na wzrost PKB. SLD zgłosiło poprawkę do budżetu, w myśl której zwiększono by wskaźnik inflacji (do ok. 7,3%) i - w związku z tym - dochody i wydatki budżetu o ok. 800 mln zł. Większość tej kwoty - ok. 380 mln zł - miałaby zasilić tzw. kontrakt dla Warszawy, czyli budowę metra i systemu obwodnic w stolicy. Reszta byłaby przeznaczona na pomoc społeczną i wyposażenie pracowni internetowych w gimnazjach.Balcerowicz: slogany z importu- Nie jestem zaskoczony. Takich wystąpień lewicy można było się spodziewać. Są one pełne zręcznej demagogii, a dane w nich zawarte są wyrwane z kontekstu, a przez to fałszywe - skomentował wypowiedzi posłów SLD i PSL wicepremier Leszek Balcerowicz. Jako przykład podał dane dotyczące inflacji. - Państwo posługujecie się wskaźnikiem grudzień do grudnia. Tymczasem w budżecie podawana jest inflacja średnioroczna. Prognozy na ten rok mówią, że będzie ona o 1 punkt procentowy niższa od zapisanej w ustawie - mówił wicepremier.Jego zdaniem opozycja świadomie zataja pewne fakty, by wprowadzić w błąd opinię publiczną. - Unikacie porównań, bo wychodzą na waszą niekorzyść. Pomijacie podstawowy fakt, że koalicja AWS-UW działa w trudniejszych warunkach i zdaniem zagranicznych komentatorów wychodzi z tego obronną ręką - mówił. Argumenty SLD określił jako slogany z importu, charakterystyczne dla lewicy we Francji i Wielkiej Brytanii. - Można je streścić w jednym haśle: gospodarka rynkowa tak, społeczeństwo rynkowe nie. Tymczasem my nigdy nie mieliśmy zamiaru rozciągać zasad rynkowych na społeczeństwo - powiedział L. Balcerowicz.
MAREK CHĄDZYŃSKI