Rok na giełdzie
Mijający rok przyniósł kontynuację rozpoczętej w październiku 1998 r. tendencji wzrostowej. Najwięcej można było zarobić na rynku podstawowym - WIG zyskał 39,5%, osiągając na sesji czwartkowej 17 845,1 pkt., a WIG20 - po zwyżce o 41,4% - ustalił się na ostatnim fixingu przed Wigilią na poziomie 1726,7 pkt. Były to najwyższe wartości obu wskaźników w tym roku. Słabiej wypadł WIRR, który wzrósł o 22% (do 2 041,7 pkt.). Najgorsza koniunktura panowała na rynku funduszy - NIF spadł o 15,9%, do 55,2 pkt.
Oceniając rok przez pryzmat zmiany indeksów trzeba stwierdzić, że był on udany dla posiadaczy akcji i nawet jakieś gwałtowne załamanie rynku między świętami a sylwestrem nie jest w stanie zmienić tego wizerunku. Czy jednak rzeczywiście było aż tak różowo?Wprawdzie na rynku panował trend wzrostowy, ale pełno było gwałtownych zwrotów, tym bardziej niebezpiecznych dla inwestorów, że nasz rynek należy do mało płynnych. Łączne obroty w całym roku wyniosły na fixingu 38,4 mld zł i były niższe od ubiegłorocznych blisko o 1 mld zł. Zdecydowanie na znaczeniu zyskały notowania ciągłe, na których wartość wymiany wyniosła 22,7 mld zł (bez NFI), wobec 8,5 mld w 1998 r. Miejmy nadzieję, że sytuacja zmieni się wraz z wprowadzeniem WARSETU, nowego systemu notowań.Mimo największej zwyżki indeksów od 1996 r. trend długoterminowy na rynku w dalszym ciągu ma kierunek boczny. Dopiero zwyżka WIG powyżej oporu znajdującego się w okolicach 20 tys. pkt. może zmienić tę sytuację. Z pewnością sukcesem był dynamiczny rozwój rynku futures, na którym wciąż jednak obowiązują zbyt wysokie prowizje. A jak kształtowała się koniunktura w poszczególnych miesiącach, spójrzmy oczami analityków.Styczeń: Brazylia i chińskie dementiPierwsze sesje 1999 r. przyniosły kontynuację fali wzrostowej. W trakcie sześciu pierwszych styczniowych sesji WIG zyskał 15%. Wśród komentatorów i inwestorów panował optymizm. Już w pierwszym tegorocznym PARKIECIE można było przeczytać, że WIG powinien "już w marcu osiągnąć strefę oporu powyżej 18 000 pkt.". Uwagi analityków nie uszła również kształtująca się na wykresie indeksu formacja odwróconej głowy z ramionami. "Na podstawie szerokości formacji potencjalny zasięg wzrostu byłby bardzo imponujący, do poziomu ponad 16 tys. pkt.". I wreszcie, dokładnie na dzień przed szczytem z 11 stycznia (14 709,7 pkt.), oceniono, że "nastąpił taki moment, że trudno znaleźć złe informacje, mogące osłabić nastroje na giełdzie".Kiedy główny warszawski indeks rozpoczynał korektę, wybuchł kryzys brazylijski. Gwałtowny spadek WIG mocno nadszarpnął pokłady optymizmu, także wśród komentatorów. "Można sądzić, że mamy do czynienia z rodzeniem się kolejnej fali ogólnoświatowego kryzysu. W tej sytuacji styczniowy szczyt na giełdach światowych stanowił doskonałą okazję do zajęcia krótkich pozycji". Pod koniec miesiąca, kiedy koniunktura była już nieco lepsza, wytłumaczenia wzrostów zaczęto szukać równie daleko. "Z wtorkowej euforii (WIG +5,6%) wynika jednak, że inwestorzy poważnie potraktowali dementi szefa chińskiego banku centralnego (o dewaluacji juana - przyp. T.J.)". Ostatecznie styczeń zakończył się 14-proc. wzrostem WIG-u, do 14 573,5 pkt.Luty: NIF, NIF, NIF!Luty okazał się jednym z dwóch miesięcy br., w którym główny warszawski indeks stracił na wartości. WIG spadł prawie o 10%, do 13235,2 pkt. Ale inwestorom nie najlepszą koniunkturę na rynku podstawowym przynajmniej w części zrekompensowała hossa na rynku narodowych funduszy inwestycyjnych. NIF zyskał 32%, kończąc miesiąc na wysokości 84,6 pkt. "Po drodze" wskaźnik osiągnął nawet 94,1 pkt. - najwyższy poziom w 1999 r.Już na początku zwyżki, kiedy indeks nabierał tempa, mogliśmy przeczytać, że "zarówno ze względów fundamentalnych, jak i technicznych mamy do czynienia z odwróceniem trendu długoterminowego ze spadkowego na wzrostowy". W komentarzach pełno było odniesień do rynków zagranicznych - "euforia zakupów na Nasdaq, przypominająca szaloną hossę na GPW z lat 1993-94, każ zastanowić się nad racjonalnością podejmowanych decyzji. Biorąc dodatkowo pod uwagę wyniki amerykańskich firm w IV kwartale, dochodzimy do wniosku, że potencjał wzrostowy rynku amerykańskiego jest ograniczony". Kiedy pod koniec miesiąca wzrosty na rynku NFI dobiegały końca, a dokładnie po pierw-szym spadku można było w PARKIECIE przeczytać: "uważam, że w nadchodzących tygodniach nie osłabnie zainteresowanie rynkiem NFI i będzie to najciekawszy segment na giełdowym rynku akcji."Marzec: Wojenny dołekW marcu powoli kończyła się konsolidacja na rynku podstawowym. Początek miesiąca przyniósł lekką zwyżkę WIG, ale możliwości polskiego rynku akcji nie były oceniane zbyt optymistycznie. "Potencjalne wzrosty kursów wydają się jednak mocno ograniczone, co przy dość wysokim ryzyku najprawdopodobniej skłoni większość uczestników rynku wyłącznie do obserwacji i niepodejmowania jakichkolwiek decyzji" - twierdzili komentatorzy na łamach PARKIETU. Nie tracili jed-nak nadziei, że hossa powróci na rynek funduszy.Tymczasem NIF drugi tydzień z rzędu zniżkował. Jednak dynamika spadku wartości indeksu była już zdecydowanie mniejsza. Analitycy ubolewali, że nasza giełda nie reagowała na kolejne rekordy Dow Jonesa, który w szybkim tempie zbliżał się do granicy 10 tys. pkt. Narzekano przede wszystkim na rząd, nie przygotowane reformy, wysoki deficyt budżetowy, a także na "nadejście wiosny", które "wpłynęły osłabiająco na inwestorów".Pod koniec miesiąca rozpoczęły się naloty NATO na Kosowo, na co WIG zareagował 5-proc. spadkiem, ostatnim przed kolejną falą wzrostów. "Obecnie zaś trudno liczyć na trwalsze polepszenie koniunktury, zwłaszcza że do czynników natury ekonomicznej doszło jeszcze grożące wojną zaostrzenie sytuacji w Kosowie" - pisał jeden z analityków w przededniu wojny. Marzec WIG zakończył na poziomie 14 131,3 pkt. (po prawie 7-proc. wzroście).Kwiecień: Powyżej 15 tys. pkt."Polska w trendzie bocznym. Podej-rzewam, że taka sytuacja może utrzymać się jeszcze przed dłuższy czas" - mogliśmy przeczytać w pierwszym kwietniowym komentarzu. Tymczasem miesiąc był dość udany dla posiadaczy akcji - WIG zyskał 7,9%, osiągając 15 248 pkt. Dobrą koniunkturę napędzały głównie banki, a szczególnie BIG-BG, gdzie toczyła się zacięta walka o przejęcie kontroli.Komentarze były znacznie bardziej sceptyczne i o wiele ostrożniejsze niż w styczniu. Zresztą praktycznie wszystkie poświęcone były jednej sprawie - kolejnym rekordom Dow Jonesa. I trzeba przyznać, że amerykański wskaźnik po przełamaniu 10 tys. pkt. dokonywał rzeczy wprost niesamowitych. W czasie niezwykle silnej, 4-tygodniowej fali wzrostowej na Wall Street były tylko cztery 1-sesyjne i jedna 2-sesyjna korekta.U nas już po kilku dniach zwyżki pojawiły się wątpliwości, czy WIG jest w stanie utrzymać korzystną tendencję. "Słabnący impet zwyżki, której udziałem było zaledwie kilka największych spółek, przypomina sytuacje z przeszłości, kiedy ostatnia fala zwyżki była udziałem spółek o największej kapitalizacji" - dowodzili komentatorzy. Po kilku spadkowych sesjach pod koniec miesiąca pesymizm wśród analityków zdecydowanie wzrósł, ponieważ "bieżące notowania spółek, tradycyjnie zaliczanych do ulubieńców tych ostatnich (inwestorów zagranicznych - przyp. T.J.), wykazują typowe cechy dystrybucji akcji".Maj: Cesarz skonałPierwsza sesja po tradycyjnym już długim weekendzie przyniosła zdecydowany wzrost notowań, a WIG znalazł się na najwyższym od początku roku poziomie 15 643 pkt. Komentatorzy zachowali jednak olimpijski spokój i obyło się bez większej euforii. "To, że pewien ruch korekcyjny nastąpi, jest pewne i najprościej mówiąc wynika z samej natury rynku" - można było przeczytać na łamach PARKIETU.I rzeczywiście, kolejne dwa tygodnie przebiegały pod znakiem spadków kursów. Uwaga inwestorów skupiona była na Universalu. Za permanentne niedopełnianie obowiązków informacyjnych spółka została wycofana z publicznego obrotu. Dokładnie 17 maja, "Cesarz", król hossy z 1993 r., był po raz ostatni notowany na giełdzie. Kurs na fixingu wyniósł 49 gr, a były przecież czasy, kiedy akcjami tej firmy handlowano po 67 zł.Po bardzo silnych spadkach maj przyniósł poprawę koniunktury na rynku funduszy. Ale analitycy nie życzyli sobie, żeby wybicie z konsolidacji nastąpiło w górę - "natomiast ostatnia próba wybicia rynku NFI (...) może stanowić poważne zagrożenie dla rynku podstawowego (...) z racji braku korelacji pomiędzy tymi rynkami".Kiedy na sesji 17 maja WIG gwałtownie spadł, ustanawiając lokalny dołek, mogliśmy przeczytać, że "trwający od października ub.r. trend wzrostowy na światowych rynkach akcji, wywołany w dużej mierze zmianami w poziomie amerykańskich stóp procentowych, wydaje się dobiegać końca". Na szczęście rynek oparł się tej pesymistycznej prognozie, kończąc maj po 2,5-proc. wzroście na poziomie 15 623 pkt.Czerwiec: Silny trendPoczątek czerwca przyniósł stabilizację notowań na GPW, poprzedzającą bardzo silne wzrosty. Komentatorzy z satysfakcją odnotowywali fakt, że podczas gdy Dow Jones zmęczony kwietniowo-majowymi rekordami spada, nasz rynek znajduje się w trendzie bocznym. "Tutejsze indeksy giełdowe (środkowoeuropejskie - przyp. T.J.) wreszcie spisują się lepiej od swoich doświadczonych renomowanych kolegów z Zachodu, a w szczególności z USA - pisał jeden z analityków w materiale zatytułowanym "Czas tego regionu?" Początkom zwyżki na giełdzie towarzyszyła jednak duża niepewność ("jaka to faza: akumulacji czy dystrybucji?"), a nawet brak wiary we wzrosty ("w dalszym ciągu uważam, że jest znaczne prawdopodobieństwo wystąpienia korekty całego tegorocznego wzrostu"). Kiedy trend nabrał tempa, przyszło zdziwienie, skąd taka siła naszego rynku - "nie sposób nie dostrzegać napływu kapitału i wzrostu siły relatywnej GPW względem innych rynków, ale (...) trudno doszukać się racjonalnych (fundamentalnych) przesłanek, mogących tłumaczyć tak dużą skalę wzrostu".Pod koniec miesiąca WIG znalazł się w korekcyjnym trendzie bocznym, a głównym powodem ochłodzenia koniunktury - zdaniem komentatorów - było oczekiwanie na podwyżkę stóp procentowych za Atlantykiem. Ostatecznie czerwiec zakończył się 7,7-proc. zwyżką WIG, po którym wskaźnik osiągnął poziom 16 825 pkt.Lipiec: Szczyt po podwyżceZgodnie z oczekiwaniami analityków, Fed zdecydował się na pierwszą w 1999 r. podwyżkę stóp procentowych o 0,25 pkt. proc. Ale rynek zdążył już zdyskontować ten fakt i reakcją na podniesienie oprocentowania funduszy federalnych były wzrosty indeksów na całym świecie (kolejny rekord Dow Jonesa), które nie ominęły również Warszawy. "Zwyżki Handlowego o 19,3% oraz BPH o 12,6%, poparte maksymalnym wzrostem KGHM (...) dały w efekcie kolejne tegoroczne rekordy indeksów".Wraz z poprawą koniunktury na parkiecie analitycy o wiele pozytyw-niej zaczęli postrzegać sytuację mak-roekonomiczną kraju, na którą wcześniej tak bardzo narzekali. Dokładnie 12 lipca WIG osiągnął najwyższą od początku roku wartość - 17 645,9 pkt. (pokonaną dopiero pod koniec grud-nia). "Na GPW powoli powracają (...) inwestorzy zagraniczni. (...) sytuacja taka gwarantuje dalszy wzrost cen spółek największych, z drugiej zaś strony pojawia się ryzyko większej zmienności notowań spowodowanej nerwowymi reakcjami zagranicy" - mogliśmy przeczytać w jednym z komentarzy.Druga część miesiąca upłynęła pod znakiem spekulacji na temat połączenia BRE i Handlowego oraz parytetu wymiany akcji. A WIG powoli, ale nieubłaganie spadał. Przełamanie pod koniec miesiąca przyspieszonej linii trendu wzrostowego nie wywarło na komentatorach większego wrażenia. "Optymizm jest (...) uzasadniony w ujęciu średnioterminowym".Sierpień: Przełamanie linii trenduJak słusznie zauważył jeden z analityków, "coraz więcej faktów zdaje się potwierdzać tezę, że możemy mieć do czynienia z początkiem najpoważniejszej sekwencji spadkowej od początku trwania średnioterminowej tendencji wzrostowej". Na początku miesiąca opublikowano bardzo niekorzystne dane dotyczące deficytu na rachunku obrotów bieżących i deficytu budżetowego, co jednak nie przełożyło się na natychmiastowy spadek kursów. W związku z tym można było przeczytać, że "był to po prostu test siły naszego rynku i po raz kolejny został zaliczony pozytywnie".Ale w połowie miesiąca indeks WIG przełamał główną linię trendu (na wykresie logarytmicznym), co nie umknęło uwadze analityków. "Zwyżkę krajowego rynku akcji należy uznać za ruch powrotny do przełamanej na początku tygodnia 10-miesięcznej linii trendu wzrostowego" - i dalej w tym samym komentarzu - "i stanowi opór (linia trendu - przyp. T.J.), którego przełamanie w obecnych warunkach trzeba uznać za skrajnie nieprawdopodobne".Opisywany ruch powrotny trwał do końca miesiąca i wlał w serca inwestorów nieco optymizmu. Szczególnie że Fed ponownie podwyższył stopy procentowe, a Dow Jones zareagował na to... kolejnym rekordem, ostatnim do 23 grudnia 1999 r. "Przy obecnych poziomach cen inwestorzy wykorzystują spadki do zakupów, a nie panicznie wyprzedają swoje aktywa - napisał jeden z analityków, dosłownie w przededniu wrześniowego załamania rynku.Wrzesień: Bessa w pełniPoczątek miesiąca nie zapowiadał gwałtownych spadków. Wprawdzie WIG powoli tracił na wartości, ale tempo zniżki było mizerne. "Nie można jeszcze jednoznacznie przesądzać kierunku koniunktury, mimo że kontynuacja trwalszego trendu wzrostowego przy obecnym stanie rynku może okazać się trudna". Pomimo nie najlepszych danych makroekonomicznych nie brakowało optymistów. "Wydaje się, że właśnie brak wiary we wzrost cen może na przekór stanowić przesłankę do wystąpienia jeszcze jednego impulsu wzrostowego" - pisał jeden z nich.Dokładnie 9 września wykres indeksu przełamał główną linię trendu na wykresie arytmetycznym, co było potwierdzeniem wcześniejszych niekorzystnych sygnałów. Ale jeszcze nim zaczęła się silna fala spadkowa, można było przeczytać, że "zarówno z technicznego, jak i psychologicznego punktu widzenia rynek jest wyprzedany, o czym świadczą przede wszystkim znikome obroty."Kiedy już stało się jasne, jaki kierunek przyjmie trend, zaczęto poszukiwać wsparcia. Najczęściej strefę tę wyznaczano w obszarze 14,6-15 tys. pkt. Pod koniec miesiąca RPP zdecydowała o podwyżce stóp procentowych, co w krótkim terminie zaowocowało przyspieszeniem zniżki. Ostatecznie fala spadkowa zakończyła się na poziomie 14 259 pkt., dokładnie ostatniego dnia września. Zdaniem jednego z analityków, na poprawę koniunktury trzeba będzie jeszcze poczekać, bowiem dopiero "od stycznia następnego roku popyt na polskie akcje powinien się znacznie zwiększyć".Październik: Straszenie stopami i krachemW październiku WIG znalazł się w trendzie bocznym, pracowicie kształtując formację odwróconej głowy z ramionami. Pierwsze sesje upłynęły pod znakiem umiarkowanych wzrostów, po których główny warszawski wskaźnik osiągnął 15 tys. pkt. W komentarzach trudno znaleźć było optymistyczne akcenty. "Wiadomo jednak, że niestabilna sytuacja państwa nie sprzyja inwestowaniu, zatem bessa w Warszawie może potrwać jeszcze kilka tygodni" - twierdził jeden z naszych komentatorów.Inwestorów straszono trzecią, kolejną podwyżką stóp procentowych za Atlantykiem, co zgodnie z przykładami płynącymi z przeszłości miało doprowadzić do załamania giełdy na Wall Street. Wprawdzie Fed powstrzymał się od takiego kroku, ale napięcie nie opadło, a komentatorzy pisali jedynie o "odłożeniu wyroku". Napływające dane makroekonomiczne z USA analizowano na wszelkie możliwe sposoby, a wniosek płynął z nich jeden - w listopadzie podwyżka stóp jest nieunikniona. "Jest zatem bardzo prawdopodobne, że słabość giełdy za oceanem skutecznie powstrzyma, a na pewno mocno ograniczy inwestycyjny zapał polskich graczy"- można było przeczytać w jednej z opinii, dzień po tym, jak WIG osiągnął najniższy poziom w trendzie spadkowym (14 174 pkt.).Pod koniec miesiąca rozpoczęła się żenująca debata podatkowa, premier Balcerowicz straszył dymisją, a krok od utraty płynności znalazł się Elektrim. Pomimo nawału tak niekorzystnych informacji, wskaźnik mozolnie wspinał się do góry, kończą miesiąc na poziomie 15 011 pkt.Listopad: Wybicie z formacji"Pomimo zeszłotygodniowego naruszenia przez WIG bariery 15 tys. pkt., początek tygodnia wskazuje, że wartość ta stanowi jeszcze poziom oporu" - pisał PARKIET. I rzeczywiście, początek listopada upłynął pod znakiem spadków, ale wskaźnik utrzymał się powyżej dołka z 18 października.Ale ta krótkoterminowa zniżka nie wywołała wśród analityków jakiegoś nadmiernego pesymizmu, a nawet więcej - ton opinii był zaskakująco pozytywny. Można było przeczytać, że "w obliczu nadchodzącego ożywienia gospodarczego hossa nie ominie również GPW". Inna sprawa, że cytat pochodzi z materiału pod tytułem "Ożywienie w styczniu".W połowie miesiąca na znaczną podwyżkę stóp zdecydowała się RPP, podobny krok wykonał również Fed. Efekt? Silne wzrosty zarówno na Wall Street, jak i w Warszawie. WIG wybił się z formacji odwróconej głowy z ramionami, co dało początek silnemu trendowi wzrostowemu, który trwa do dziś.Zmiana tendencji zbiegła się z zakończeniem publicznej oferty PKN. Po debiucie rynek wycenił spółkę na ok. 10 mld zł, co dało jej drugie miejsce na giełdzie, po TP SA. Pod koniec miesiąca, gdy WIG przekroczył 16 tys. pkt., pojawiły się wątpliwości, czy trend zostanie utrzymany. "Obecny wzrost ma, niestety, raczej charakter odreagowania wcześniejszego spadku" - przewidywał jeden z komentatorów na łamach PARKIETU.Grudzień: Prawie hiperbolaPierwsze sesje grudnia przebiegały pod znakiem lekkich spadków indeksu, ale już 7 grudnia WIG osiągnął dołek, rozpoczynając z każdą sesją silniejszą falę wzrostową. Wskaźnik bez problemów radził sobie z kolejnymi oporami, ale nie wszyscy byli optymistami. "Indeks WIG przez cały grudzień powinien poruszać się w kanale wyznaczanym przez poziomy 16 300-17 100 pkt." - uważali analitycy. Jeszcze nim górne ograniczenie zostało przełamane, pojawiła się i taka opinia: "Gdyby w następnym ruchu WIG pokonał poziom ostatniego szczytu (17 645 pkt.) oraz WIG20 (1707 pkt.) o nową hossę, będziemy mogli być spokojni."WIG pokonał poziom lipcowego szczytu na sesji środowej, a w czasie ostatnich notowań przed świętami zyskał kolejne 1,1%, ustalając się na wysokości 17 845,1 pkt. I co dalej? "Nie sądzę, żeby ktokolwiek chciał się obecnie wyzbywać akcji, większość inwestorów oczekuje efektu stycznia, który powinien być potęgowany zarówno przez inwestorów zagranicznych, jak i fundusze emerytalne".No, właśnie. Wszyscy oczekują "efektu stycznia", który tak naprawdę trwa na giełdzie już od początku listopada. Tylko czy wystarczy go na sam styczeń?
TOMASZ JÓŹWIK