Co lepsze aktywa

No i stało się to, o czym często z kolegami żartowaliśmy. Prokuratura w Poznaniu umorzyła śledztwo w sprawie "poznańskiej WIRRówki". Prawdopodobnie ze względu na znikomą szkodliwość społeczną.

Wiadomość o umorzeniu śledztwa w sprawie WIRRówki zbiegła się z próbą okupacji gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości przez działaczy KPN-Ojczyzna. Być może działacze tej organizacji, zatroskani o dobro naszego rynku kapitałowego, również byli zbulwersowani decyzją poznańskiej prokuratury. Ich protest dotyczył "rozkładu wymiaru sprawiedliwości w Polsce".Decyzja prokuratury z pewnością wywołała frustrację w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. Dla tego urzędu oznacza to zmarnowanie pracy włożonej w badanie i udokumentowanie całej sprawy. Trudno ocenić ile "roboczogodzin" kosztowało śledztwo w tej sprawie - początkowo w KPWiG, później w prokuraturze i UOP-ie. Teraz Komisja złoży zażalenie do prokuratury apelacyjnej. Ta może poprzeć decyzję prokuratury okręgowej i przesłać skargę do rozpatrzenia przez sąd lub zwrócić akta do prokuratury, która będzie musiała ponownie rozpatrzyć sprawę. Ile czasu to potrwa? Biorąc pod uwagę ogólnie znaną sprawność działania wymiaru sprawiedliwości w Polsce - najprawdopodobniej dwa kolejne lata. Później kolejne dwa na ewentualną sprawę sądową. Jeszcze później ewentualne apelacje.Nie jest to pierwsza sprawa związana z papierami wartościowymi umorzona przez prokuraturę. KPWiG może wyjaśnić cudowne wzrosty kursów przed wezwaniami do publicznej sprzedaży akcji, może wyjaśnić, kiedy i kto manipulował akcjami, ale więcej nic nie może zrobić. Przyczyną jest nie tylko "rozkład wymiaru sprawidliwości". Problemem jest złożoność materii. Udowodnienie komuś, że nie przyśniła mu się dobra wróżka, która powiedziała "kupuj akcje Wedla", nie jest praktycznie możliwe. Podobnie z udowodnieniem inwestorom, że ich transakcje na giełdzie nie miały przypadkowego charakteru.Dla niektórych inwestorów kontakt z prokuraturą może mieć charakter prewencyjny - jest formą ostrzeżenia "patrzymy na ciebie, szkoda kariery". Ale dla wielu, i obawiam się, że dla większości, może być on wysoce demoralizujący. A to jest niepokojące. Poczucie bezkarności spowoduje, że nastąpi powszechne zdziczenie obyczajów giełdowych.Zauważyliście Państwo pewną asymetrię zjawiska? Komisja Papierów Wartościowych i Giełd może wyegzekwować kary wyłącznie od spółek i biur maklerskich. Można ukarać emitenta za naruszenie obowiązków informacyjnych. Karą najbardziej dotkliwą jest wykluczenie akcji z publicznego obrotu. Kary finansowe są mniej dotkliwe. Podobnie jest z biurami maklerskimi oraz maklerami i doradcami - najbardziej dotkliwa jest utrata licencji. To wszystko. Można jeszcze kierować sprawy do prokuratury. Ale obecnie jest to wyłącznie teoria. O czym świadczy pierwsza część felietonu.Jakie to może mieć konsekwencje dla rozwoju rynku kapitałowego? Okazuje się, że obecnie lepiej być inwestorem niż emitentem. Spekulanci robią, co chcą, i będą robili coraz więcej. Ryzyko żadne, a korzyści ogromne. To nie tylko windowanie kursów - coraz częściej spółki będą padały ofiarą osób, których celem jest przejęcie kontroli nad aktywami.Emitent generalnie jest uznawany za "dojną krową". Spółki płacą różnego rodzaju opłaty na rzecz KPWiG, KDPW, GPW, a także audytorów (rozbudowane obowiązki informacyjne), informatyków, sponsora emisji, maklera-specjalisty, specjalistów od PR (raporty, konferencje prasowe) i jeszcze innych. O działalności fiskusa nie wspomnę. W mijającym roku także PAP chciała dołączyć się do tego źródła i próbowała wprowadzić opłaty od emitentów.To powoduje, że również spółki traktują giełdę jako źródło pozyskiwania kapitału. Z tym że firmy, które nie działają w modnych sektorach, muszą się liczyć z coraz większymi kłopotami. Świadczą o tym decyzje akcjonariuszy Insbudu Mława oraz Centrostalu-Stalexport Warszawa. W obu spółkach do publicznego obrotu dopuszczono tylko akcje nowych emisji. Gdy te nie doszły do skutku i skończermin ważności prospektów, spółki przestały być spółkami publicznymi. Jeżeli nie uda się skok na kasę - nie bawimy się w rynek kapitałowy.Pora na wnioski. W jednym z felietonów poświęconych poznańskiej WIRRówce zajmowałem się próbą określenia samej definicji spółdzielni. Samo zdefiniowanie jest trudne, a cóż dopiero walka z nimi. Ale poprawiać się powinno źródło choroby, a nie jej skutki.Przedmiotem spekulacji dokonywanych przez spółdzielnie były głównie spółki o niskiej płynności. Ich ofiarą padali głównie inwestorzy stosujący analizę techniczną (programy generowały sygnały kupna) oraz biura maklerskie udzielające kredytów pod zastaw akcji. Spółdzielnie wykorzystują Regulamin Giełdy - oferta kupna oznacza wzrost kursu o 10% "za darmo". Jedną z możliwości jest zmiana Regulaminu Giełdy. Warto przypomnieć, że to rozwiązanie dość skuteczne przy "leczeniu spekulacyjnej gorączki". Być może należy częściej znosić obowiązujące ograniczenia wahań cen.Uwolnienie cen powinno być coraz powszechniejsze. Dla niektórych spółek lub na niektórych rynkach - brak widełek powinien obowiązywać już od pierwszej sesji. Jak się okazuje - nie jest to niebezpieczne. Po poinformowaniu przez Polisę, że doinwestuje ją jakiś tajemniczy inwestor, jej akcje w ciągu jednej sesji zyskały blisko 130%. Gdyby nie zawieszono obrotu - najprawdopodobniej ruletka trwałaby dalej, tak jak kiedyś na Universalu. I dobrze. Jak ktoś lubi, niech ryzykuje. Ale wykresy (a cóż dopiero oscylatory) przypominałyby sejsmograf z gasnącymi drganiami.Warto również pomyśleć o działalności edukacyjnej. Materiały zebrane przez KPWiG są interesującymi studiami różnych przypadków. Niektóre z nich mogą zostać opublikowane: daty, sesje, zlecenia, zamiast biur maklerskich - X, Y, Z, zamiast nazwisk - AA, BB, CC.KPWiG dysponuje środkami i będzie dysponować wolnymi "roboczo-godzinami". Giełdowa "Biała księ-ga" byłaby bardzo ciekawą lekturą. I ostrzeżeniem dla naiwnych.

Artur Sierant