Faksem z Gdańska

W roku 1999 rozeszły się ze sobą dwa światy. Pierwszy z nich to świat prawdy ekonomicznej, a drugi - świat prawdy ludzkiej, czyli potocznych ocen o kondycji naszego państwa i gospodarki. Jedno nie przystawało do drugiego i była to uderzająca cecha minionego roku. Kondycja gospodarki nie była najlepsza, ale nie dawała powodu do tak głębokiego pesymizmu i frustracji, jakie ogarnęły szerokie kręgi ludności. Sumując gospodarczo rok 1999 należy odnotować rosnące bezrobocie i stagnacyjne trendy I półrocza, ale też wyraźne sygnały ożywienia jesienią, co stwarza nadzieję powrotu na ścieżkę wysokiego, ponad 5-proc. wzrostu PKB w roku 2000. Inwestorów te problemy nie zraziły i gotowi byli ryzykować w Polsce długoterminową lokatę kapitału. Nie obniżyła się też nasza wiarygodność w oczach kredytodawców. Słowem, prawda ekonomiczna roku 1999 nie była ani różowa ani czarna, tendencja zaś raczej optymistyczna. Skąd zatem tyle społecznego pesymizmu i czarnowidztwa, czyli rozejścia się nastrojów z obiektywnym stanem rzeczy?Widzę kilka powodów. Znajduję je zarówno po stronie rządu, jak i po stronie opozycji. Po roku 1997 brakuje w Polsce konstruktywnej opozycji, która krytykuje, zbiera wyborcze punkty, ale potrafi wesprzeć to, co bliskie polskiej racji stanu. W relacjach z światem zewnętrznym nie wygląda to najgorzej, ale od wewnątrz maluje się obraz kraju na progu katastrofy. Obraz nieprawdziwy. Ale czarnowidztwo opozycji i niektórych mediów nie tłumaczy nam owego fenomenu rozwierających się nożyc pomiędzy kondycją państwa a zbiorowymi odczuciami. Dodatkowe powody leżą po stronie koalicji rządowej, która przez cały rok 1999 strzelała do własnej bramki. Robiła to, chociaż podejmowała zarazem konieczne reformy, wymagające profesjonalnej, propagandowej osłony, a nie samobójczych goli.Droga od struktur komunistycznych do rynkowych i samorządowych daje się opisać jako twórcza destrukcja. Wielu ludziom zawalił się świat na progu lat 90., a teraz przyszły kolejne zmiany. Ale wcale nie musimy żyć z błędami i reformatorskimi niedoróbkami, które w roku 1999 trudniej usprawiedliwić niż w latach 1989-93. Ludzie przeklinają niedogodności zreformowanej służby zdrowia oraz zachwianą, po raz pierwszy od wielu lat, rytmiczność wypłat rent i emerytur. Trzecim powodem frustracji jest marny styl rządzenia, odarty całkowicie po dwóch latach z mitu naprawy państwa, oddania władzy ludziom. Za to się płaci dużą cenę.

JANUSZ LEWANDOWSKI