Po poniedziałku dominował zachwyt nad pokonaniem przez WIG poziomu z marca '98, ale przy takich porównaniach warto chyba pamiętać o samym składzie tego indeksu: i właśnie począwszy od przedwczoraj rządzą nim walory PKN i TP SA (każdy z udziałem "przyciętym" do 10%), a akurat oba wtedy wyraźnie wzrosły (PKN miał nawet "G"), natomiast w marcu '98 jeszcze żadnego z nich nie notowano. Nawet pomijając powyższe, wydaje się, że dla zgodnego z oczekiwaniami akcjonariuszy przebiegu notowań (tj. dla utrzymania trendu) ten wczorajszy spadek podczas fixingu po prostu nie powinien (!) już mieć kontynuacji - tymczasem ciągłe wyglądały tak, jakby aktor zwany rynkiem nagle zapomniał, jaką mu napisano rolę... Próbując określić możliwe powody, obawiam się, że znów mamy do czynienia ze skutkami tego, co już ma hasłową nazwę "globalizacja" - a inne rynki faktycznie popadły w to, co z kolei tytułują realizacją zysków. swoją drogą ciekawe, dlaczego z uporem nazywa się tak pierwsze sesje spadkowe, a nie ostatnie sesje wzrostowe, tak jakby nikt nigdzie nie mógł sprzedać akcji w lokalnym choćby, ale - szczycie? A może zawiniło nie tylko nasze "naśladownictwo" - akurat podano i rekordowy (w skali minionego roku) miesięczny deficyt obrotów bieżących. Oczywiście, to już przeszłość, ale nie podzielam poglądów, według których ma ona nie mieć wpływu na przyszłość, i to nie tylko w gospodarce. Wolałbym też - choćby w interesie "efektu stycznia" (a może i całego roku?) - żeby poziom rynku w ogóle nie zależał od... terminowości transferu środków z państwowego ZUS-u...
.