Od ponad 100 lat ekonomiści analizują cykle gospodarcze. Powszechnie myśli się, że rozwój gospodarczy przebiega ruchem okrężnym, według stałych cykli - ożywienie, dobra koniunktura, przegrzanie, recesja. Ekonomiści doskonale poznali przyczyny wahań koniunkturalnych. Mówią o cyklach krótkich, średnich, wieloletnich, potrafią zahamować fazę spadku i wydłużyć okresy dobrej koniunktury. Wielu ekonomistów zwraca przy tym uwagę na czynniki popytowe, które są sprawcami ruchu cyklicznego. Popyt rozszerza się, doprowadza do przegrzania, inflacji, następuje ściągnięcie cugli polityki fiskalnej i pieniężnej. Ten schemat jest podstawą prowadzenia krótkookresowej polityki makroekonomicznej.Ale przecież gospodarka przynajmniej od 200 lat porusza się nie po okręgu, ale rozwija linearnie. Cykle koniunkturalne są co najwyżej fenomenem drugorzędnym, który może być wręcz pominięty, gdy rozpatrujemy rozwój gospodarki w długim okresie. Fenomenem pierwszorzędnym, którego rola w rozwoju jest bez porównania większa niż czynników popytowych, jest postęp techniczny, technologiczny i organizacyjny. Tę listę można wydłużać o postęp społeczny i instytucjonalny, który sprawia, że podmioty gospodarcze - firmy, gospodarstwa domowe, pracownicy i menedżerowie, zachowują się dziś inaczej niż przed 50 czy 100 laty. To wszystko sprawia, że cykle koniunkturalne mają dziś zupełnie inny przebieg niż przed kilkudziesięciu laty.Głównym wyjaśnieniem dobrej koniunktury na świecie, trwającej już prawie 10 lat (mimo kryzysu finansowego, który przydarzył się przed dwoma laty), nie jest właściwa mix policy, stosowana przez największe potęgi gospodarcze, ale skok techniczny i organizacyjny, który zaczął się w latach 80. i na razie nie widać jego końca. Poprzednie okresy erupcji innowacji trwały zwykle dekadę i dawały impuls rozwoju gospodarczego trwający przez dwie kolejne dekady. Tymczasem rewolucja mikroelektroniczna trwa już 20 lat i najwyraźniej wchodzi w nową fazę. Internet dopiero zaczyna podbijać światową gospodarkę. Połączenie telefonu, telewizora, komputera i ich przenośnych kuzynów - telefonu komórkowego i notebooka stwarza nowe medium, narzędzie o prawie nieograniczonym zastosowaniu. To nie jest science fiction, to jest rzeczywistość, która rodzi się i rozwija. "Za pięć lat będziemy na innej planecie" - stwierdził niedawno w wywiadzie Mark Schneider, prezes jednej z dwóch największych w Europie sieci telewizji kablowej UPC. "Wszystko, co wytworzyła ludzkość, znajdzie się w ogólnodostępnych serwerach. Telewizja będzie przypominała internet, a internet telewizję. Gdyby porównać rozwój techniki cyfrowej do historii kina, to dziś jesteśmy jeszcze na etapie kina niemego" - dodał.Na razie internet jest instrumentem zarabiania krociowych pieniędzy. Eksperci szacują, że w 1999 roku zyski z reklam i sprzedaży za pośrednictwem internetu wyniosły 95 mld dolarów, za trzy lata przekroczą bilion dolarów. Nikt nie ma wątpliwości, że najbliższa dekada będzie należała do firm internetowych. Największa fuzja w historii dwóch firm AOL i Time Warner i powstanie pierwszej globalnej firmy multimedialnej jest zapowiedzią zjawisk, które będą zachodziły w realnej gospodarce na początku XXI wieku. Część firm, których zyski pochodzą z zarządzania tradycyjnymi mediami (prasą, stacjami telewizyjnymi i radiowymi, wytwórniami filmowymi) czeka "twórcza destrukcja". Znikną, gdyż nie wytrzymają konkurencji gigantów, które będzie stać na innowacje lub kupowanie nowych technik. Można też spodziewać się powstania nowych firm, które wykorzystają swoją szansę. Ktoś zauważył, że rewolucja techniczna sprawia, iż dotychczasowy lider jest detronizowany i jego miejsce zajmuje inny, który potrafił szybciej zaabsorbować technologię najnowszej generacji. Przed dziesięciu laty Microsoft zdetronizował IBM wśród firm, wdrażających najnowsze techniki informatyczne. Być może pierwsza dekada XXI wieku będzie należeć do AOL-Time Warner. Skok techniczny da nowy impuls rozwojowi całej światowej gospodarki, choć jednocześnie przyczyni się do szybszego dywersyfikowania firm i krajowych gospodarek. Te, które spóźnią się z absorbcją innowacji, będą miały kłopoty.
WITOLD GADOMSKI
PUBLICYSTA "GAZETY WYBORCZEJ"