Amerykańska Komisja Papierów Wartościowych wystosowała w ostatnich tygodniach komunikat do inwestorów, zalecający ostrożność przy lokowaniu środków w fundusze inwestujące głównie w spółki wysokiej technologii, zwłaszcza związane z internetem. W komunikacie zwrócono uwagę na to,iż ponadprzeciętne wyniki, jakie uzyskały tego typu fundusze, mogą się w przyszłości już nie powtórzyć.

Tymczasem indeks rynku Nasdaq, na którym są notowane głównie firmy związane z najnowszymi technologiami, osiąga systematycznie nowe maksima. Od początku 1999 r. do 15 lutego 2000 r. wartość tego indeksu zwiększyła się dwukrotnie. Wraz z końcem roku magazyny finansowe publikowały listę największych zwycięzców ubiegłego roku - spółek, których cena akcji wzrosła o kilkaset procent, lub takich, które w momencie debiutu miały już kurs kilkakrotnie wyższy od ceny emisyjnej.Można powiedzieć, że rynek pozostałych przedsiębiorstw wypada wyjątkowo blado. Indeks Standard&Poors, obejmujący akcje 500 spółek z różnych branż, również co jakiś czas odnotowuje historyczne maksimum, jednak od początku 1999 r. jego wartość zwiększyła się zaledwie o 14 procent. Mimo gwałtownych wahań cen akcji (a tym samym indeksów) w Stanach Zjednoczonych wciąż żywe są nadzieje na utrzymanie dotychczasowego tempa wzrostu. Wiadomo, oczywiście, że na rynku będą występowały spadkowe korekty, ale powszechnie są one oczekiwane jako ożywczy bodziec przed dalszą zwyżką.Niestety, ten optymistyczny obraz widoczny dzięki zachowaniom się indeksów oraz spektakularnym zwyżkom spółek internetowych nie odzwierciedla całej rzeczywistości. Mnóstwo firm nie przynosi inwestorom tak wielkich zysków, mimo że przez lata należały do grona tych, o których jeśli się mówiło to z szacunkiem należnym wielkim korporacjom. Spójrzmy na zachowanie się akcji dwóch bardzo znanych przedsiębiorstw (różniących się przedmiotem i sposobem działania) w ostatnich kilkunastu miesiącach. Pierwsze z nich to GoodYear - producent opon, którego dotknęło nieszczęście "wypadnięcia" z indeksu Dow Jones w ubiegłym roku (wraz z dwoma innymi "tradycyjnymi" firmami musiał ustąpić miejsca spółkom związanym z przemysłem komputerowym). Drugie to Berkshire Hathaway - firma bardziej znana dzięki jej prezesowi Warrenowi Buffettowi, zaliczanemu do grona inwestorów wszech czasów.GoodYear to przykład tego, do jakich absurdów może doprowadzić inwestowanie, w którym priorytetem jest to, czy spółka znajduje się w składzie jednego z głównych indeksów rynkowych, czy też nie. Na początku 1999 r. jedna akcja GoodYear kosztowała około 50 dolarów i w czasie kilku miesięcy doszła do poziomu blisko 65 dolarów. Informację o usunięciu spółki ze składu Średniej Przemysłowej Dow Jonesa podano w październiku 1999 r., gdy cena jej akcji wynosiła około 50 dolarów. Obecnie kurs wynosi nieco ponad 20 dolarów. W ciągu dwunastu miesięcy nastąpił spadek o ponad 50 procent - nie wydarzyła się w tym czasie żadna katastrofa, która w istotny sposób mogłaby zaburzyć działanie tego znanego na całym świecie koncernu (choć wyniki w 1999 r. trudno uznać za rewelacyjne).Jedna akcja Berkshire Hathaway przed trzydziestu laty kosztowała 42 dolary. Teraz jest to ponad tysiąc razy więcej. Firma zaliczana jest do grupy spółek, które długoterminowo osiągnęły największy wzrost wartości - od trzydziestu lat średni roczny wzrost ceny wyniósł 26,4 procent. Jej właściciel, Warren Buffett, został nazwany przez "Bussiness Week" najwspanialszym inwestorem. Podejmowane przez niego decyzje uważane były powszechnie za wyjątkowo trafne. Dodatkowo podziw budziła konsekwencja, jeśli chodzi o inwestowanie długoterminowe - Buffett utrzymuje akcje spółek w portfelu przez kilka, kilkanaście lat. Przed dwoma laty głośna była sprawa dokonywanych przez niego masowych zakupów srebra. Niestety, mimo iż zaraz potem nastąpił szybki spekulacyjny wzrost ceny tego kruszcu (właśnie z uwagi na osobę Buffetta), kurs szybko spadł i właściwie od tamtego czasu utrzymuje się na stałym poziomie. W pierwszej połowie 1999 r. prasa rozpisywała się o tym, że hossa w Stanach Zjednoczonych dobiega końca - Warren Buffett sprzedawał część posiadanego od kilku lat portfela akcji (m.in. McDonalds, Coca-Cola). Okazało się, że moment sprzedaży nie był najlepszy, akcje te dalej zwyżkowały.Zobaczmy teraz, co dzieje się z akcjami Berkshire Hathaway. Na początku ubiegłego roku jedna akcja kosztowała 70 000 dolarów (jest to jedna z najdroższych nominalnie akcji notowanych na NYSE). W marcu 1999 r. ich cena wynosiła 80 000 dolarów, zbliżając się do poziomu historycznego maksimum sprzed roku. Obecnie akcje wyceniane są na około 45 tysięcy dolarów1. Mimo wzrostu wartości indeksów amerykańskich w ubiegłym roku, akcje przedsiębiorstwa zarządzanego przez jednego z najwybitniejszych inwestorów wszech czasów spadły w tym czasie ponad 30 procent. Wielu analityków podkreśla, że zachowanie to pokazuje, że inwestorzy odwrócili się radykalnie od tradycyjnie zarządzanych przedsiębiorstw w kierunku nowoczesnych wirtualnych spółek, których zyski są również jeszcze "wirtualne", choć oczekiwania co do przyszłości są bardzo wysokie. Trudno powiedzieć, czy to bardziej moda, czy też wiara. Powyższe przykłady pokazują jednak, że amerykańska hossa nie jest wcale powszechna, zaś w cieniu nowych rekordów bitych przez indeksy znajdują się właśnie tego typu przegrani.

Grzegorz Zalewski

Autor jest analitykiem DWS Polska TFI SA1 Chodzi o akcje serii A. Na rynku notowana jest jeszcze seria B, których wartość nominalna jest trzydziestokrotnie mniejsza niż akcji serii A (obecnie około 1500 dolarów).