Właściwie komentarze maklerów na temat rynku chyba zaczynają być już zbędne, bardziej przydałyby się psychologów - jak to kiedyś powiedział George Soros: rynkiem zawsze żądzą chciwość i strach, a to jest domeną psychologii, a nie finansów. Zastanawiając się nad obecnymi poziomami cen na rodzimej giełdzie, chciałbym zwrócić uwagę, że w wielu krajach zastanawiano się przez kilka lat nad tym, że rynek jest już bardzo wysoko, spółki z sektora IT są przewartościowane, przepowiadano krachy itd. I w tym samym czasie rynki akcji z uporem maniaka biły kolejne rekordy, a najbardziej nieszczęśliwi byli nie ci, którzy przeżywali kilkunastoprocentowe korekty, ale ci, którzy np. sprzedali akcje spółek amerykańskich kilka lat wcześniej, przepowiadając wielki krach. Chciałbym też zwrócić uwagę na liczne komentarze, w których zwraca się uwagę, że to tylko 5-6 spółek ciągnie rynek do góry. Ale te 5-6 spółek stanowi prawie połowę kapitalizacji giełdy, więc chyba nie jest aż tak źle? Po drugie, mówi się ostatnio bardzo często o euforii czy zaślepieniu na rynku. Przyznam się szczerze, że wyczuwam raczej niepokój, pewne niezrozumienie i liczne obawy co do trwałości obecnych poziomów cen. Więc gdzie jest ta euforia? Euforia będzie dopiero wtedy, kiedy temat giełdy znajdzie się raz w tygodniu w dzienniku telewizyjnym, a połowa społeczeństwa będzie kupowała polskie akcje. Nie chciałbym tutaj wprowadzać jakiegoś właśnie euforycznego nastroju. Wiadomo, że czynniki ryzyka są (jak np. deficyt na rachunku bieżącym, który się ma ukazać w przyszłym tygodniu), ale najgorsze zachowanie z możliwych to kłócenie się z rynkiem.