Faksem z Gdańska

Zaprezentowany ostatnio przez Państwową Agencję Inwestycji Zagranicznych (PAIZ) urobek Polski w zakresie inwestycji zagranicznych w 1999 roku martwi i cieszy zarazem. Napływ rzędu 8,3 mld dolarów był wyraźnie mniejszy niż w roku poprzednim. Cieszy jednak to, iż Polska pozostała liderem świata postkomunistycznego, pomimo osłabienia tempa wzrostu gospodarczego w naszym kraju i ogólnego podcięcia zaufania inwestorów do "wschodzących rynków" po przygodach lat 1997-98. Pomimo iż zagraniczni analitycy wnikliwiej badają dzisiejszy stan finansów publicznych, nie zadawalając się już osobą Balcerowicza, jako żywym poręczycielem zdrowia naszej gospodarki, wiarygodność Polski pozostaje wysoka. Świadczą o tym zarówno międzynarodowe ratingi, jak i faktyczne zainteresowanie inwestorów. Na przykład, ponowiony w styczniu 2000 roku przetarg na 25-35% akcji TP SA wywołał większe zainteresowanie, aniżeli zeszłoroczna próba sprzedaży, pomimo stałej utraty, dosłownie z miesiąca na miesiąc, pozycji rynkowej przez dawnego monopolistę. Tak więc Polska pozostaje liderem w liczbach bezwzględnych, a nawet w przeliczeniu na głowę statystycznego mieszkańca dzieli nas coraz mniej od Węgier (około 500-600 dolarów różnicy) - kraju nieporównanie bardziej nasyconego kapitałem zagranicznym niż Polska w pierwszej połowie lat 90.Szukając ujemnych stron statystyki napływu kapitału w roku 1999, zwraca się uwagę nie tyle na przejściowo mniejsze kwoty, ile na zmieniającą się strukturę. Rośnie szybko udział wpływów z prywatyzacji, stanowiących w 1998 roku mniej niż 5% napływu inwestycji, a w 1999 roku już 33%. W roku bieżącym będzie to połowa, jeśli ziści się prognoza napływu inwestycji rzędu 10 mld dolarów. Co to znaczy? Prowokuje pytanie o przyszłość, kiedy wygasną możliwości pozyskiwania wpływów z prywatyzacji, gdyż proces przekształceń własnościowych będzie dobiegał końca. Inwestycje bezpośrednie, długoterminowo wiążące kapitał z Polską, były dotąd najbardziej bezpiecznym sposobem finansowania deficytu na rachunku obrotów bieżących. Rosnący deficyt jest faktem - niepokojącym faktem, skoro 7,5% PKB postrzegaliśmy jako próg bezpieczeństwa wtedy, kiedy kłopoty mieli sąsiedzi, a nasz deficyt nie przekraczał 3-4%. Inwestycje zagraniczne mają złożony wpływ na rachunek obrotów bieżących. Na krótką metę zwiększają kłopoty, gdyż kreują dodatkowy import zaopatrzeniowy. Na dłuższą metę, jest to realny sposób na poprawę zdolności eksportowej Polski i konkurencyjności naszego eksportu na wymagających rynkach strefy euro. Może się więc zdarzyć, że bieżący, niekorzystny wpływ inwestycji zagranicznych na saldo obrotów bieżących oraz wygasająca możliwość pozyskiwania tych inwestycji via prywatyzacja, spowoduje przejściowo więcej kłopotów, najpierw z utrzymaniem w ryzach deficytu, potem z jego finansowaniem, zanim ujawni się na szerszą skalę efekt eksportowy modernizacji polskiego potencjału gospodarczego. Jest to problem, który winien być dostrzegany przez naszych decydentów. W dodatku, rosnący udział wpływów z prywatyzacji, a także nowa kategoria wpływów z przejmowania polskich firm prywatnych nie pomagają w rozładowaniu napięć na rynku pracy. Regułą jest odchudzanie prywatyzowanych zakładów, hamowane tylko przez okresy ochronne, wbudowane w kontrakty prywatyzacyjne. Stopa bezrobocia rośnie i będzie rosła w roku 2000. Z tego punktu widzenia patrząc, o wiele płodniejsze są inwestycje typu greenfield, tworzące nowe miejsca pracy. Dlatego ich malejący udział martwi - za kilka lat będzie to jedyna rekompensata gasnącej zmiany własnościowej. Takie oto sygnały złe i dobre oraz wskazówki dla polityki gospodarczej można wyczytać ze statystyk podanych 29 lutego przez prezesa PAIZ.

JANUSZ LEWANDOWSKI