Portal - nazwa stosowana zwykle jako termin marketingowy, określająca stronę w sieci internetowej, która jest przeznaczona jako miejsce, w którym ludzie rozpoczynają korzystanie z sieci WWW. Typowy "portal" zawiera katalog stron, wyszukiwarkę (często razem). Portale mogą oferować również skrzynki e-mail lub inne usługi, które mają zachęcać do stosowania ich jako głównego punktu startowego w sieci WWW. (Słownik terminów internetowych Matisse).Definicja ta nie jest jedyną określającą, co to jest portal w internecie, ma jednak bezsprzecznie tę zaletę, że jest. Odnoszę bowiem wrażenie, że ostatnio słowo portal jest w Polsce mocno nadużywane. Wydaje się, że znaczna część ludzi (zazwyczaj biernie lub niezbyt aktywnie korzystających z internetu) kojarzy portal z dowolną stroną w sieci. Spółki, zarówno te komputerowe, jak i tekstylne czy metalurgiczne, prześcigają się w zapowiedziach utworzenia coraz to nowych portali. Różne instytucje badające rynek podają, że na rynku liczą się portale XYZ oraz ABC.Zastanawia mnie, jak w owych badaniach zostało skonstruowane pytanie. Myślę, że było to coś w rodzaju: "Czy korzysta Pan/Pani z portalu a) ABC, b) XYZ". Nie sądzę, żeby postawiono kwestię otwartą i zapytano: "Jaka jest strona, od której zaczyna Pan/Pani korzystanie z internetu". Gdyby zadano takie pytanie, myślę, że okazałoby się, iż najbardziej popularnymi portalami w Polsce jest www.microsoft.com, www.netscape.com, www.sylaba.com.Sprawa jest prosta - większość internautów korzysta z przeglądarek Microsoftu i Netscape (w polskiej wersji noszącego nazwę Sylaba), gdzie domyślnie strona startowa jest ustawiona na strony-portale tych firm. Tylko wyjątkowo świadomi internauci zmieniają "fabryczne" ustawienia tak, aby dostosować je do własnych wymagań. Ci zaś, którzy to robią, rozpoczynają start od stron przez siebie skonstruowanych (zwłaszcza jeśli jest tam licznik, aby sprawdzić ilość odwiedzin) firm, w których pracują.Niewykluczone iż część osób korzysta z www.yahoo.com, www.onet.pl czy www.wp.pl. Strony mają tę podstawową zaletę, że można je tak skonfigurować, aby sprostały naszym wymaganiom. To my decydujemy, co ma się na takiej stronie znaleźć. Bardziej ambitni mogą taką stronę skonstruować sami i umieścić na dowolnym darmowym lub płatnym serwerze. Wiele osób z takich stron korzysta z powodzeniem. Ich problem polega jednak na tym, że nie mają przedsiębiorstw zajmujących się czymkolwiek, nie są one notowane na giełdzie i w związku z tym na ich deklaracje inwestowania w internet dowolnej kwoty nikt nie zwróci uwagi.Być może szansą dla nich okaże się nowy rynek giełdowy, na którym nikt nie będzie pytał, czy firma przynosi straty czy też nie. Bardziej obrotnym chciałbym zasugerować, że w tej chwili "wolny" jest adres internetowy www.portal.pl. Kto pierwszy, ten lepszy.Wiara często czyni cuda, co pokazuje kilka ostatnich przypadków spółek z sektora IT. Jeśli spółka o przychodach rzędu 10 mln zł deklaruje inwestycje kilkukrotnie lub nawet kilkunastokrotnie większe, to znaczy, że w to w jakiś sposób wierzy, choć dotychczasowy sposób zarządzania temu przeczy. Jeśli inwestorzy podtrzymują tę wiarę, to kurs rośnie o 100, 200, 500%.Ten sposób postępowania nie jest nowością. W 1984 r. Michael Robert Milken z Drexel Burnham Lambert wymyślił sformułowanie przy emisji obligacji śmieciowych, dzięki którym miała zostać sfinansowana decyzja kupna 45% akcji Philipsa. "Biorąc pod uwagę występujące okoliczności... (Drexel) jest głęboko przekonany, iż uda mu się zorganizować niezbędne finansowanie". Po raz pierwszy ogłoszono ofertę kupna przed zgromadzeniem środków, później zaś wielokrotnie stosowano "głębokie przekonanie" przy kolejnych emisjach obligacji śmieciowych.Kilka lat później rynek obligacji śmieciowych załamał się. Milken został oskarżony o wykorzystywanie poufnych informacji i aresztowany.

Grzegorz Zalewski