Okiem spekulanta

Wtorkowe spotkanie reprezentacji Jugosławii i Słowenii, które odbyło się w ramach trwających właśnie piłkarskich Mistrzostw Europy, przejdzie do historii tej imprezy. Jeśli Państwo nie oglądaliście, to w dwóch zdaniach streszczę jego przebieg. Po godzinie gry skazywana na pożarcie, uważana za outsidera Słowenia prowadziła 3:0, a sędzia właśnie usuwał z boiska największą chyba gwiazdę Jugosłowian, Sinisę Mihajlovica. Czy było po meczu? Kilka minut później kuriozalną bramkę strzelił Savo Milosevic, Jugosłowianie ?zwietrzyli krew?, błyskawicznie wbili jeszcze dwa gole i mecz zakończył się remisem. Tyle w tym ich sukcesu, co porażki Słoweńców, którzy najwyraźniej za wcześnie poczuli się zwycięzcami. Ale co piłka nożna ma wspólnego z rynkiem kapitałowym? Generalnie niewiele, ale opisywany wyżej przypadek bardzo dobrze obrazuje to, co dzieje się teraz na rynku. Naszemu państwowemu monopolowi giełdowemu przybywa bowiem konkurencja. I to na dwóch frontach niemal równocześnie. Pod koniec miesiąca swoje plany prowadzenia obrotu akcjami spółek środkowoeuropejskich ma przedstawić Newex, a już od poniedziałku ruszył obrót kontraktami terminowymi na indeksy branżowe na CeTO. O tej pierwszej inicjatywie napisano ostatnio bardzo dużo, ograniczę się zatem do stwierdzenia, że szanse na sukces tego przedsięwzięcia należy ocenić jako znikome. Druga wydaje się o wiele bardziej interesująca i powinna przyciągać uwagę inwestorów z kilku powodów.Przede wszystkim CeTO oferuje większy niż na GPW wybór instrumentów i różne depozyty zabezpieczające dla każdego z kontraktów. Indeksy branżowe (gratulacje za wskaźnik spółek technologicznych, ICOM, w którym CeTO odważyło się pominąć TP SA, będącą głównym składnikiem aż czterech indeksów GPW) dają możliwość lepszego zabezpieczenia portfela niż futures na WIG20. Problem w tym, że, jak pokazują statystyki obrotu kontraktami na GPW, czegoś takiego jak zabezpieczanie portfela kontraktami duzi inwestorzy instytucjonalni po prostu nie praktykują. Gra zatem idzie, przynajmniej na razie, o spekulantów. Tych, oprócz wspomnianych już możliwości wyboru, powinny przyciągnąć różne rodzaje zleceń, których na GPW nie ma. Ale czy jest realna szansa na zagrożenie GPW?Start kontraktów na CeTO nie wypadł zbyt okazale, głównie za sprawą kilku niedociągnięć. Przede wszystkim, brak jest dostatecznej informacji. Notowania futures można oglądać w Reutersie lub za pomocą specjalnego programu. W tej drugiej wersji brak jednak wartości instrumentów bazowych, nie mówiąc już o tym, że w oknie widoczne są tylko trzy ostatnie transakcje i nic więcej (nie znamy zatem ani ceny otwarcia, ani najwyższej i najniższej). Wreszcie CeTO wypuściło tylko po dwie serie kontraktów na wskaźniki , na dodatek w każdym przypadku jedną na kilka dni przed wygaśnięciem. O niewielkim zainteresowaniu notowaniami futures świadczy choćby fakt, że jeszcze we wtorek długą pozycję na kontrakcie ICOM można było zająć po 19 850 pkt., podczas gdy wartość instrumentu bazowego wynosiła 20 350 pkt. na dwa dni przed wygaśnięciem kontraktu. Nikt błędu market-makera nie chciał lub nie umiał wykorzystać. Świadczy to o tym, że popełniono jakieś błędy w promocji. A może po prostu zabrakło na nią pieniędzy?Odpowiedź na pytanie, czy CeTO uda się zagrozić monopolistycznej pozycji GPW, brzmi: niestety, raczej negatywnie. Chyba że GPW popełni błąd słoweński, o który tym łatwiej, że układ sił jest tu zupełnie odwrotny niż we wspomnianym meczu.

TOMASZ JÓŹWIK