Jeśli pożyczymy z banku milion złotych i wpłacimy je na swoje konto, to wcale nie oznacza, że jesteśmy bogatsi o milion. Ba, biedniejemy o horrendalne odsetki od owej kwoty. Proste? Może, niemniej wciąż wszyscy popełniamy błąd, emocjonując się tzw. majątkiem bogaczy. ?Tak zwanym? gdyż nie wiemy, na ile ta zamożność jest bogactwem na kredyt. W efekcie wiemy niewiele.Opublikowana niedawno przez tygodnik ?Wprost? kolejna lista 100 najbogatszych Polaków jest, jak zwykle zresztą, smaczną lekturą. Maluczcy mogą powzdychać do cudzych fortun, pozłorzeczyć tym, których kariery uznają za nieuzasadnione (znając polską mentalność ? pewnie prawie wszystkim) lub pomarzyć o pójściu śladem ?bogaczy? (zapewne większość poprzestanie na konstatacji, że pomóc im może wygrana w lotto lub jakiś sprytny ?przekręt?).Lista jest ciekawa, bo pokazuje, kim są ci najzamożniejsi. Ale tylko teoretycznie. Jak zaznacza redakcja tygodnika, kryteria oceny to wielkość przychodów, zysków i majątku poszczególnych osób. Szczerze mówiąc, taka metodologia to żadna metodologia. Traktowanie zysku jako kategorii oceny czyjejś zamożności jest cokolwiek ryzykowne. Wiele wysiłku wkłada się bowiem często tylko w to, by zysku po prostu nie wykazywać (i nie płacić podatków). Transfer korzyści majątkowych dla właściciela następuje w formie kosztów ponoszonych przez firmę. A przychody? Można je zwiększyć, sztucznie wykorzystując kredyt np. do przejęcia innego podmiotu. Sztucznie, bo niekoniecznie zwiększenie aktywności doprowadzi do poprawy rentowności (spodziewać się można raczej przynajmniej jej przejściowego pogorszenia).Oczywiście, jakąś metodologię trzeba przyjąć. W efekcie właściwie można przyczepić się do każdego możliwego rankingu (w końcu, jak twierdzą niektórzy, nie istnieje coś takiego, jak prawda obiektywna). Jedno jest pewne. Bez danych na temat zadłużenia poszczególnych osób, trudno mówić w ogóle o jakimkolwiek majątku. Może się bowiem okazać, że ich zobowiązania przekraczają w sposób astronomiczny aktywa (choć, swoją drogą, zdolność kredytowa jest jakąś formą zamożności). Wartość majątku netto może więc okazać się głęboko ujemna. Taki człowiek nie jest majętny, tylko zadłużony. A to zasadnicza różnica.
Łukasz KWIECIEŃ[email protected] tak swoją drogą, to nie sądzę, by tzw. średnio bogaci (np. inwestorzy giełdowi) obnosili się ze swoim majątkiem. A nuż ktoś by zaczął sprawdzać, kto i za co dostał lub zarobił swój pierwszy milion?