Co prawda, jest jeszcze nieco zbyt wcześnie na dokonywanie podsumowania bieżącego roku, jednak już teraz można powiedzieć, że z pewnością zostanie on zaliczony do bardziej interesujących w historii giełdy, i to nie tylko warszawskiej. W marcu rekordowo wysokie poziomy osiągnęły WIG i WIG20 oraz Nasdaq, nieco wcześniej uczyniły to MIDWIG (na początku lutego) i Dow Jones (w połowie stycznia). Na razie jednak mogą cieszyć się tylko ci, którzy pozbyli się akcji właśnie w tym mniej więcej okresie. Porównując bowiem obecną wartość indeksów do stanu z początku roku zauważymy, że większość z nich jest na niewielkim minusie (1,2-6,3%). Wyjątek na rynku amerykańskim stanowi Nasdaq, którego wartość jest wyższa niż 4 stycznia o... 1,5%, w Warszawie zaś wprost rewelacyjnie przedstawia się WIRR z 40-proc. wzrostem.Inwestorom operującym na rynku podstawowym GPW wiedzie się jednak znacznie gorzej. Na niespełna 5-proc. spadek WIG-u zapracowało aż 60% spółek, tyle bowiem zanotowało straty w ujęciu bezwzględnym. Uwzględniając inflację, na minusie są posiadacze akcji aż trzech czwartych firm (zakładając, że kupili je na pierwszych sesjach bieżącego roku i trzymają je do dziś). Szczęśliwi mogą być jedynie właściciele walorów 29 spółek, które charakteryzują się stopą zwrotu powyżej 20%. Są wśród nich ?internetowe gwiazdy?, takie jak Prokom, ComputerLand, Optimus, Agora, ale również dość egzotyczne wciąż Espebepe czy Stalprodukt (+95,5%).Po pięknym, nieco wcześniejszym niż zwykle, efekcie stycznia, przedłużonym aż do pierwszych dni wiosny, apetyty inwestorów i analityków zdecydowanie się zaostrzyły. Sam styczeń przyniósł wzrost WIG-u ?zaledwie? o 7%, podczas gdy zwyżka grudniowa wyniosła ponad 15%, lutowa kontynuacja zaś podciągnęła indeks o kolejne 11%. Wielu widziało już oczyma wyobraźni przełamanie magicznych 30 tysięcy. ?Zima nasza?, wiosna... już nie. Kto dał się ponieść euforii i nie dostrzegł słabnięcia trendu w okolicach rekordowego poziomu i do tej pory trzyma akcje wówczas kupione, znajduje się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Od szczytu z 27 marca WIG stracił już 21%, WIG20 zaś aż 25%. Nastąpiło więc zniesienie całego dynamicznego wzrostu z pierwszych trzech miesięcy roku. Do największych pechowców należą ci, którzy kupili wówczas akcje Softbanku, ComArchu i Optimusa (50-57,5% straty), Prokomu, TP SA i Elektrimu (32-36% zniżki). Odrobienie tak dużych strat nie będzie łatwe. Amatorzy mocnych wrażeń ? a takich nigdy nie brakuje (jak uczy choćby doświadczenie śp. Universalu i Polisy) ? mogli zaliczyć redukcję 80% swego kapitału, ?inwestując? w papiery Oceanu.Bieżący rok pozostawi po sobie wspomnienie nie tylko rekordowego poziomu WIG, ale także najdłuższej w historii naszej giełdy jego stabilizacji. Przez prawie cztery miesiące (od 17 kwietnia do 10 sierpnia) indeks oscylował w wąskim przedziale wokół 19 000 punktów (minimum w tym okresie wyniosło 18 357 pkt., maksimum zaś 20 207 pkt), nie mogąc się zdobyć na bardziej zdecydowany ruch w górę lub w dół. Ten dość ciekawy okres nie doczekał się jeszcze głębszej analizy i interpretacji oraz jednoznacznej oceny. Trudno z całą pewnością stwierdzić, czy byliśmy świadkami dystrybucji, czy akumulacji. Trudno też zdecydowanie twierdzić, że nasz rynek był słaby. Ominęła nas co prawda wiosenno-letnia hossa, która po wcześniejszych dramatycznych ewolucjach wyniosła Dow Jonesa prawie o 14% powyżej lokalnego dołka z 7 marca i w trakcie której Nasdaq od dna z 23 maja wzrósł o 25%. Jednak nasz rynek wykazywał pewną odporność, w czasie gdy główne indeksy amerykańskie ostro zniżkowały. Nie spadał również pod natłokiem negatywnych sygnałów z zakresu makroekonomii i dość dramatycznych wydarzeń politycznych, pozostając nieczuły na nieoczekiwany, dynamiczny wzrost inflacji i wysokie stopy procentowe. Uodpornienie się (choć nie całkowite) na nerwowe ruchy za Oceanem (wahania tamtejszych indeksów były imponujące i przy nich Warszawa mogła wydawać się oazą spokoju), bardzo niskie obroty oraz wyjątkowy potencjał indeksu rynku równoległego, wskazują, że znów zostaliśmy sami na naszym podwórku, i że bohaterską obronę przed spadkami możemy zawdzięczać tylko sobie oraz funduszom emerytalnym.Sił na wzrosty jednak nie wystarczyło i po letargu, zamiast letniej hossy, mamy początek zniżki, przy powszechnym pesymizmie i przekonaniu, że wkrótce znajdziemy się jeszcze niżej. Niedługo zaczną nas pewnie znów straszyć październikiem i globalną bessą. Nam jednak październik niestraszny, przecież właśnie w tym miesiącu, przed rokiem... Zresztą, byle do stycznia, choć i wcześniej może nas czekać jeszcze wiele emocji. Wszak, jak dotąd, wahadełko tylko raz ? na koniec 1995 r. ? znalazło się niemal dokładnie w punkcie wyjścia, w międzyczasie zaliczając 42% w skali miesiąca wzrost i trzy ostre zniżki, w tym 17,7% w stycz-niu(!) i 11% w październiku (!).

ROMAN PRZASNYSKI