Zaczęło się niewinnie. Po trzech latach sumiennego opłacania składek z tytułu polisy ubezpieczenia na życie z tzw. funduszem inwestycyjnym, coś zaczęło zgrzytać. Któraś z kolejnych regularnych wpłat nie doszła na rachunek klienta. Ten, ku swemu zdziwieniu otrzymał ostro sformułowane ostrzeżenie o możliwości zawieszenia polisy. Sprawę odkręcono, ale dopiero na wyraźne żądanie klient ów usłyszał ?przepraszam?. Kosztów faksów, telefonów i stresu nikt nie zamierzał rekompensować.OK., było, minęło. Teraz powinno być już bezboleśnie ? pomyślał klient. A ulegając wszechobecnym sloganom o konieczności zabezpieczenia swej przyszłości, postanowił zmienić nieco profil swojej polisy ? z bardziej ubezpieczeniowego na raczej inwestycyjny. Kilkukrotnie dopłacił dodatkowe kwoty na fundusz swej polisy.Niestety, jakież było jego rozczarowanie, gdy okazało się, że nonszalanckie potraktowanie go przez firmę w przeszłości wcale nie było wypadkiem przy pracy. Ponownie przekonał się, że słowa i czyny nie zawsze idą w parze. Towarzystwo ubezpieczeniowe chętnie przyjęło wpłaty, ale miało wyraźne opory ze sprawnym księgowaniem ich na rachunku klienta.Klient ma powody do mocnego zastanowienia się nad sensem korzystania z usług instytucji finansowych. Bo od wielu już lat, grając na giełdzie, inwestując za pośrednictwem funduszy czy nawet kupując obligacje Skarbu Państwa musi toczyć boje z kolejnymi firmami, które równie łatwo deklarują proklientowskie nastawienie, co jednocześnie zniechęcają do siebie nawet stałych partnerów biznesowych (bo tak trzeba widzieć klientów).Morał? Cóż, pośrednicy finansowi bywają różni. Ale nawet tym renomowanym trzeba patrzeć na ręce. I sprawdzać, czy dbałość o klienta nie jest aby tylko sloganem z bilboardów.

Łukasz KWIECIEŃ[email protected]