W 2001 r. spodziewam się większego wpływu kapitału zagranicznego na warszawską giełdę niż w dwóch poprzednich latach, kiedy to poza okresem ?hossy internetowej? aktywność zagranicznych inwestorów znacznie ustępowała funduszom emerytalnym, a także indywidualnym graczom. Sądząc po tym, co obserwowaliśmy w grudniu, do Polski zaczął napływać długoterminowy kapitał amerykański skuszony zarówno konkretniejszymi planami poszerzenia Unii Europejskiej po szczycie w Nicei, jak i oceną polskiej i światowej sytuacji makroekonomicznej. Przesłanki do zwiększenia zaangażowania w naszym regionie są na tyle istotne, że nie można mówić o zwykłej korekcie spadków, ale o nowym trendzie wzrostowym. Pierwszą z nich jest odwrócenie trendu euro/dolar i waluty lokalne/dolar, co ze względu na geograficzną i towarową strukturę handlu zagranicznego najlepiej powinno przysłużyć się polskiej i czeskiej gospodarce. Drugi powód to ostatnie spadki cen ropy naftowej i w mniejszym stopniu innych surowców, co per saldo dla krajów rozwijających się jest korzystne. Trzeci argument, dotyczący zwłaszcza sytuacji w Polsce, to możliwość znaczącej redukcji stóp procentowych w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Rozumowanie jest stosunkowo proste: skoro przy niemal 10-proc. stopach realnych spółki są w stanie generować jakieś zyski, to po obniżce powinno być zdecydowanie lepiej. Równie istotnym katalizatorem napływu zagranicznych inwestorów na warszawską giełdę jest prawdopodobne poluzowanie polityki monetarnej przez amerykański Fed. Statystyki dowodzą bowiem, że giełdy rynków wschodzących w większym stopniu reagują na obniżenie stóp procentowych na świecie niż na spowolnienie wzrostu gospodarczego. Dlatego też o ile nie wydarzy się żaden kryzys na miarę rosyjskiego czy azjatyckiego koniunktura giełdowa na ?emerging markets? powinna się w br. znacząco poprawić. Mimo mojego optymizmu co do fundamentalnych przesłanek powrotu dobrej koniunktury na emerging markets, w tym zwłaszcza Polski, pozostaje oczywiście pytanie o to, jak będzie się kształtowała sytuacja na największych giełdach światowych. Rzut oka na wykresy najważniejszych indeksów z pewnością pozostawia sporo wątpliwości, a paradoksalnie najlepiej wygląda Nasdaq, jako że testowane ostatnio poziomy 2300?2400 punktów mogą stanowić silne wsparcie. Jak będzie tym razem, zobaczymy, aczkolwiek zaryzykowałbym twierdzenie, że siła relatywna technologii względem innych sektorów powinna zacząć powoli rosnąć. Po pierwsze wynika to ze skali dotychczasowych spadków, gdzie nie tylko małe dotcomy, ale i największe firmy potraciły w ciągu ostatniego pół roku po 80% swojej kapitalizacji. Po drugie, wycena wielu firm notowanych na Nasdaq została sprowadzona do racjonalnych poziomów, a jednym z lepiej obrazujących to wskaźników jest PEG: średni poziom tego wskaźnika dla Nasdaq zrównał się z tymże wskaźnikiem dla spółek z S&P 500. Na dłuższą metę taka wzajemna relacja nie może się utrzymać, stąd wniosek, że powinien nastąpić selektywny powrót kapitałów w stronę spółek technologicznych; najpewniej zmienią się jedynie liderzy (koniec ery firm, które wyrosły na boomie komputerowym?), co sprawi, że indeks ten nie będzie przyrastał w takim tempie, jak od marca tracił. Generalnie jestem optymistą. Wydaje mi się, że impuls wzrostowy, który rozpoczął się 13 października, ma bardzo solidne podstawy, stąd spodziewam się, że podobnie jak i w 2000 r. polska giełda będzie jednym z lepszych rynków na świecie pod względem stopy zwrotu. Oczywiście konia z rzędem temu, kto potrafi przewidzieć, jak to będzie się rozkładało w czasie. Dla mnie niewiadomą pozostaje już sam początek stycznia. Ponieważ tak zwana zagranica zwykle budziła się z sylwestrowej zabawy w połowie stycznia, rok może zacząć się lekką korektą, jako że wśród graczy krajowych wyczuwam pewne nastawienie do gry na zniżkę. Dalej powinno już być znacznie lepiej, w każdym razie ja zaliczam się do tych, którzy wierzą w efekt stycznia i lutego. Co później? Przez ostatnie 4?5 lat schemat był prawie identyczny: wzrosty w I kwartale, załamanie na koniec wakacji, po czym powolne wygrzebywanie się z dołka przez ostatnie 2 miesiące roku, kiedy to wśród analityków panuje największy pesymizm. Mam przynajmniej nadzieję, że w nowym roku po udanym I kwartale brak złych informacji i stały dopływ pieniędzy do funduszy emerytalnych uchroni nas przed większymi tąpnięciami w II czy III kwartale. Czego sobie i Państwu życzę.