Tak nieznaczna i wieloznaczna równocześnie redukcja stópprocentowychjest z punktu widzenia bieżącej sytuacji gospodarczej właściwie bez większego znaczenia. I może dlatego została podjęta.

Co pragnęła nam powiedzieć Rada Polityki Pieniężnej redukując stopy procentowe o 100 pkt. bazowych? Każdemu to, co chciał usłyszeć najbardziej. Zwolennikom redukcji Rada dała szansę zgadywać, że jest to pierwsza obniżka w serii; przeciwnikom, że jeśli nawet będzie jakaś seria, to raczej krótka i niezbyt imponująca. Rada stanowczo wznosi się na wyżyny mistrzostwa jeśli chodzi o komunikowanie się z rynkiem. Komunikować się tak, żeby każdy rozumiał z komunikatu, co mu się tylko żywnie podoba. Czy to nie jest perfekcja?Tak nieznaczna i wieloznaczna równocześnie redukcja jest z punktu widzenia bieżącej sytuacji gospodarczej właściwie bez większego znaczenia. I może dlatego została podjęta.Zapewnienie o utrzymaniu neutralnego nastawienia towarzyszące redukcji stóp brzmi zabawnie. Do tej pory Rada nigdy bowiem nie zdefiniowała stosowanych przez siebie nastawień. Stąd rynek może tylko zgadywać, czy oprócz nastawienia restrykcyjnego i neutralnego jest jeszcze jakieś trzecie typu ?loosing?. Jeśli go nie ma, to jaki sens ma akcentowanie utrzymania teraz nastawienia neutralnego? Czy ma to znaczyć, że spada prawdopodobieństwo podwyżek stóp procentowych, które do tej pory dostrzegało jedynie bardzo przenikliwe oko Mirosława Gronickiego?Dysparytet stóp pozostaje po ostatniej kosmetyce nadal ogromny. Nęcący z punktu widzenia inwestorów zagranicznych. Tak że złoty po tej redukcji będzie wciąż silny, a presja aprecjacyjna nie ustąpi. Równocześnie inwestorzy nie przestaną oczekiwać kolejnej redukcji stóp, co będzie opóźniać wychodzenie z polskich papierów.Efekt popytowy nie może być, rzecz prosta, wielki przy 100 pkt. bazowych obniżki. Tak że wystrzałowego wzrostu PKB nie ma co oczekiwać. Ale konsumenci też spodziewać się będą dalszych spadków cen kredytów i depozytów, co przekreśla legendę o trwałym przesunięciu krzywej konsumpcji.Taka znakomicie wieloznaczna redukcja stóp to, zdaniem jednych obietnica, a zdaniem innych pułapka. Stopy trzeba będzie przecież dalej redukować. Wszyscy to wiedzą. W marcu byłoby to potwierdzeniem słuszności oczekiwań na kolejną redukcję. Raczej więc w kwietniu albo w maju. Tyle że do tego czasu złoty będzie bardzo mocny. Nie jest więc wcale wykluczone, że w tym czasie aprecjacyjna dezinflacja doprowadzi nas do dolnego przedziału celu inflacyjnego. Tak szybka aprecjacja poważnie zwiększa ryzyko deprecjacji. A w maju, przypomnijmy, sytuacja budżetu nie będzie już zachwycała nawet ministra Bauca.Będziemy więc mieli wyścig z czasem. Kto ten wyścig wygra: rada zmniejszająca dysparytet czy kapitał zwiewający z Polski w przewidywaniu dewaluacji? Im większe i szybsze będą redukcje stóp, tym mniejsze będzie co prawda ryzyko odpływu kapitału, ale tym większe stanie się ryzyko utraty kontroli nad popytem krajowym.W tej sytuacji bez wątpienia rację trzeba przyznać tym wszystkim, którzy do znudzenia podnoszą wagę kwestii ograniczenia do absolutnego minimum deficytu sektora publicznego. Od tego bowiem zależy nie tylko popyt, ale przede wszystkim wielkość zasobu krajowych oszczędności, czyli nasza wrażliwość na ich import z zagranicy. Mniej napływającego krótkoterminowego kapitału oznacza mniejsze ryzyko osłabienia złotego w wyniku jego panicznej ucieczki.Tak naprawdę polityka monetarna wyczerpała już swoje możliwości, jeśli chodzi o przywracanie gospodarce równowagi. Teraz zaczynają się prawdziwe schody. Nigdy jeszcze w trakcie dekady transformacji nie przerabialiśmy scenariusza schodzenia z wysokiego poziomu stóp procentowych w warunkach niekryzysowych. I, na dobrą sprawę, pojęcia nie mamy teraz ani jak to robić, ani czym to się skończy. N