Orgachim, Dijamant, Messer Technogaz, Luka Koper, Impact... Magiczne zaklęcia? Bynajmniej. To nazwy kilku ze spółek, które obowiązkowo musiały trafić pod koniec grudnia do portfela inwestora chcącego w pełni wykorzystać hossę na rynku akcji w naszym regionie. Akcje każdej zdrożały najmniej o kilkadziesiąt procent. Pierwsza notowana w Sofii, druga i trzecia w Belgradzie, kolejne w Lublanie, Bukareszcie...

Można biegać za zakupami od sklepu do sklepu. Tylko po co? Po co zdzierać zelówki. Po co tracić nerwy i czas, jeśli całą ofertę da się zebrać w jednym miejscu.

Fakt, że wybór towarów bywa nieograniczony. Wówczas wszystkiego w jednym sklepie nie da się zgromadzić. Ale nie w tym wypadku. Giełdowe spółki - ba, nawet poszczególne akcje - z całego regionu da się policzyć co do jednej. Zresztą nawet nie wszystkie trzeba pakować do jednego "sklepu" - giełdy. Niechby działały dwie, trzy, góra kilka. Przecież i tak większa będzie przejrzystość, łatwiejsze porównania, inwestorzy będą mieć większy wybór i spadną im koszty, zaoszczędzą też zapewne emitenci.

Przecież nie dlatego konsolidują się największe giełdy świata - jak choćby NYSE i Euronext - żeby mniejsze nie miały brać z nich przykładu.

Skandynawski OMX zdołał opanować rynek bałtycki - zarządza parkietami w Rydze, Tallinie i Wilnie. Teraz czas na warszawską GPW. Bardzo dobrze, że nasza giełda stara się o udziały rynków w Lublanie, Sofii, wkrótce może także i parkietu w Belgradzie - o czym piszemy na pierwszej stronie. O to chodzi. Potem pewnie przyjdzie pora na wspólny system transakcyjny, a wtedy za pośrednictwem GPW kupimy i akcje Orgachimu, i Dijamantu...