Przypadek Paula Wolfowitza kojarzy mi się z "Opowieścią wigilijną" Dickensa. I tu, i tu bohaterami są przeraźliwi skąpcy. Bo w końcu czym innym, jak nie krańcowym przypadkiem skąpstwa, jest opłacanie przyjaciółki z kasy prowadzonej przez Wolfowitza firmy. Mniej skąpi płacą z własnej kieszeni, a bardziej rozrzutni - żenią się.

I bohatera "Opowieści wigilijnej", i Wolfowitza przez ich skąpstwo dopadł zły los. Tamtego nikt nie lubił i wszyscy życzyli mu szybkiej śmierci. Tego zaś chcą wyrzucić z posady.

"Opowieść wigilijna" skończyła się happy endem - skąpiec zerwał z tym nałogiem. "Opowieść o Wolfowitzu" też dobrze się skończy - przynajmniej dla niego, bo na budujące zakończenie większych szans nie ma. W końcu nie mamy teraz Bożego Narodzenia. Jednak dzięki politycznemu zapleczu Wolfowitz może być pewien, że nikt nie puści go w skarpetkach. Zwłaszcza że w jego przypadku byłoby to podwójnie okrutne.