– Naszym ulubionym rynkiem zagranicznym jest teraz... Polska – żartuje Paweł Wróbel, dyrektor departamentu doradztwa inwestycyjnego i analiz w RDM WM. – Jako firma zarządzająca aktywami mamy naprawdę szerokie spektrum inwestycyjne i widzimy, że na tle pozostałych emerging markets Polska wygląda naprawdę mocno, zwłaszcza po ostatnich doskonałych danych dotyczących produkcji przemysłowej, sprzedaży detalicznej i produkcji budowlano-montażowej – podkreśla. Do portfela inwestycyjnego, w ramach dywersyfikacji, radziłbym dodać trochę funduszy akcji indyjskich, indonezyjskich, brazylijskich i rosyjskich. – Inwestorzy, którzy nie lubią tak odległych wycieczek, mogą stworzyć portfel składający się z akcji polskich, rosyjskich i tureckich, w którym Polska byłaby największym komponentem. To naprawdę różnorodna mieszanka – Rosja zyskuje dzięki poprawie na rynku surowców, Turcja – gdyby surowce znów zaczęły tanieć. Gdzieś pośrodku jest Polska, która z kolei, jako rynek wschodzący, jest mocno związana ze strefą euro, a więc krajami rozwiniętymi – wymienia Wróbel.
Na emerging markets stawia również Marek Buczak, dyrektor ds. rynków zagranicznych w Quercus TFI. – Może się okazać, że w 2017 r. mocne będą w dalszym ciągu rynki surowców, jak Brazylia czy Rosja, gdzie obecnie mamy do czynienia z konsolidacją na giełdzie, mimo że dane makro wskazują na postępującą poprawę – sugeruje Buczak. – Nie zapomniałbym przy tym o Turcji, która ma potencjał, pod względem wycen jest tania, inwestorzy przesadzili z pesymizmem – dodaje.
Kto powiedział, że musi być korekta?
Perspektywa inwestycyjna Buczaka w odniesieniu do rynków wschodzących jest średnioterminowa – na dwa, trzy kwartały. – W krótkim terminie korekta wszystkim dobrze by zrobiła. Skala optymizmu trochę mnie przeraża – nie ukrywa.
– Korekta jest bardzo prawdopodobna, niemniej jednak pamiętam, co działo się na Węgrzech dwa lata temu czy w Brazylii w zeszłym roku – bardzo mocno przecenione rynki, a tacy byliśmy jeszcze jesienią ub.r. – mogą rosnąć o 40–50 proc., zanim zaczną spadać. To by oznaczało, że nasz WIG20 może jeszcze urosnąć o jakieś 20 proc., zanim silniej spadnie – oponuje Wróbel.
Europa czarnym koniem
Eksperci są znacznie ostrożniejsi w odniesieniu do rynków rozwiniętych, co – paradoksalnie – przemawia na ich korzyść. – Najbardziej perspektywiczna wydaje nam się strefa euro – mówi Błażej Bogdziewicz, wiceprezes Caspar AM, i jest w tym przekonaniu raczej odosobniony. Trudno jednak odmówić logiki jego argumentacji. – Rentowność obligacji eurolandu ostatnio wzrosła, jednocześnie jednak pojawiła się inflacja. To połączenie sprawia, że realne oprocentowanie obligacji na Starym Kontynencie jest najniższe w historii, a jednocześnie wiele spółek notowanych na europejskich giełdach poprawia wyniki – zwraca uwagę Bogdziewicz.