Przypuszczenia takie wzbudziły słowa wiceprezesa SNB Thomasa Jordana, który w środę wieczorem oświadczył, że aprecjacja franka stanowi „poważne wyzwanie dla szwajcarskich eksporterów”. Dzisiaj problem ten zostanie poruszony na spotkaniu rządu z przedstawicielami biznesu i związkowcami. Zdaniem analityków zwiększy to presję na SNB, aby podjął działania na rzecz osłabienia franka.

W związku z kryzysem zadłużeniowym w strefie euro helwecka waluta, uważana na rynkach za bezpieczne schronienie na okres zawirowań, zyskała wobec euro niemal 19 proc., a wobec dolara blisko 11 proc. (rekordowo mocna była pod koniec grudnia). Poprzednio tak silnie zwyżkowała przez kilka miesięcy po plajcie banku Lehman Brothers jesienią 2008 r., która poskutkowała eskalacją kryzysu. W marcu 2009 r. szwajcarski bank centralny podjął więc interwencje na rynku walutowym, które prowadził do połowy 2010 r. Większość analityków uważa, że ich skuteczność była krótkotrwała, co zmniejsza prawdopodobieństwo powtórki tego scenariusza. Tym bardziej że skup euro w celu osłabienia franka okazał się dla SNB kosztowny.

– Biorąc pod uwagę te doświadczenia, nie sądzę, aby zapalnikiem kolejnej rundy interwencji mógł być poziom kursu franka. Znaczenie będzie miało tylko to, czy zdaniem SNB jego aprecjacja grozi deflacją. W małej otwartej gospodarce, takiej jak szwajcarska, wahania kursu waluty mają bowiem silny wpływ na dynamikę cen – powiedział „Parkietowi” Ulrich Leuchtmann, główny strateg walutowy Commerzbanku. W grudniu inflacja bazowa, nieobejmująca zmiennych cen żywności i paliwa, wynosiła zaledwie 0,1 proc. To jednak więcej niż w poprzednich trzech miesiącach. – Mam przeczucie, że SNB wstrzyma się jeszcze z decyzją o interwencji – konkluduje Leuchtmann.