W piątek wieczorem zaczynał się szczyt przywódców państw grupy G7 w miejscowości La Malbaie, w kanadyjskiej prowincji Quebec. Zapowiadał się on jako miejsce starcia pomiędzy USA a krajami Europy i Kanadą.

Jeszcze przed rozpoczęciem szczytu amerykański prezydent Donald Trump podgrzał i tak już napiętą atmosferę swoimi wpisami na Twitterze. „Z niecierpliwością czekam na wyprostowanie nieuczciwych umów handlowych z krajami G7. Jeśli tak się nie stanie, to wyjdziemy na tym nawet lepiej!" – napisał Trump, wyraźnie sugerując możliwość wycofania się przez USA z „nieuczciwych umów". Uderzył szczególnie w Kanadę, z którą (i Meksykiem) jego administracja renegocjuje obecnie układ o wolnym handlu NAFTA. „Kanada pobiera 270-proc. cło na amerykańskie produkty mleczne. Nie mówią wam o tym, prawda? To nie fair dla naszych farmerów!" – przypomniał amerykański prezydent.

Seria tweetów Trumpa zdusiła wszelkie nadzieje inwestorów na osiągnięciem kompromisu pomiędzy USA a resztą państw G7. Mają one za złe administracji Trumpa niedawne podwyżki ceł na stal i aluminium, wycofanie się przez USA z porozumienia nuklearnego z Iranem oraz z paryskiego porozumienia klimatycznego. Jeszcze przed szczytem zapowiadało się więc na to, że nie przyniesie on żadnych konkretnych ustaleń w kwestiach handlowych, ani jakichkolwiek innych sprawach. Zwłaszcza że amerykański prezydent miał brać udział jedynie w pierwszym dniu obrad szczytu. (Później przygotowuje się do podróży do Singapuru na szczyt z północnokoreańskim przywódcą Kim Dzong Unem.)

– Nawet w normalnych warunkach rynki nie spodziewają się, by szczyty G7 przynosiły konkretne komunikaty dające trwałe skutki. Obecna amerykańska administracja wycofała się z obietnic dotyczących klimatu w kilka tygodni po ostatnim spotkaniu. Zrobiła również pierwsze kroki ku wojnie handlowej pomimo antyprotekcjonistycznego tonu w komunikacie z poprzedniego spotkania G7. Podwyżki amerykańskich ceł są skierowane przeciwko pięciu państwom G7, a Trump wciąż prezentuje bojowy nastrój na Twitterze, więc niektórzy przywódcy będą się zastanawiali, czy nie byłoby bardziej produktywnego sposobu na spędzanie weekendu – twierdzi Ken Odeluga, analityk z firmy City Index.