W przypadku Europy indeksy zanotowały skromne spadki i niemiecki DAX oddał 0,27 procent, gdy francuski CAC stracił 0,37 procent. Na Wall Street czytelnie lepszy był Nasdaq Composite, który zyskał 1,21 procent przy zwyżce DJIA o ledwie 0,22 procent i wzroście szerokiego S&P500 o 0,75 procent. W przypadku Wall Street warto odnotować, iż rynki zanotowały naprawdę potężne tąpnięcie w końcówce rozdań środowych, które przełożyło się na najgorszą sesję S&P500 od 21 września, a w przypadku Nasdaqa Composite i DJIA na przerwanie wzrostowych serii dziewięciu sesji zwyżek w serii. Jednak zmiany indeksów w perspektywie tygodniowej wskazują, iż dynamiczny spadek – finalnie tłumaczony zalewem zleceń opcyjnych – nie przeszkodził rynkom amerykańskim na przedłużenie wzrostowej serii S&P500 na ósmy tydzień, co ostatni raz miało miejsce w 2004 roku. W istocie wzrostową serię tej samej długości zanotowały również indeksy DJIA i Nasdaq Composite. Trudno zatem nie uznać tygodnia – przynajmniej w wykonaniu Wall Street – za kolejny sukces byków, który dobrze rokuje na ostatnie rozdania roku i pierwsze sesje stycznia, a więc okres znany na rynkach jako czas rajdu Świętego Mikołaja.
Krótkookresowe scenariusze mogą jawić się jako ważne dla graczy, który są zainteresowani domknięciem rocznych wyników, rozliczeniami podatkowymi i właśnie krótkookresowymi ruchami cen. Jednak dla większości rynku liczą się już głównie pytania o kondycję giełd w przyszłym roku i zachowanie indeksów w kolejnych dwunastu miesiącach. Paradoksalnie dzisiejsza postawa giełd, które potrafią wyprzedzać wydarzenia w gospodarce o trzy do dziewięciu miesięcy, wskazuje na stale obowiązujący scenariusz optymistyczny. Zwyżki roczne S&P500 o 24 procent, Nasdaqa Composite o 44 procent i DJIA o 13 procent oraz finał roku na rocznych maksimach i w pobliżu historycznych rekordów mówią wprost, iż gracze pozycjonują się pod więcej zwyżek i wyższe położenia indeksów w kolejnych kwartałach. Nie brakuje prognoz, które mówią, iż kolejny rok będzie może nie tak udany, jak ostatni, ale pozostanie zadawalający na tle historycznych średnich. W tym scenariuszu Fed będzie mógł obniżyć stopy procentowe bez pchnięcia gospodarki w recesję, a spadek rentowności długu uczyni atrakcyjnym również spółki z szerokiego rynku, który w kończącym się roku pozostał w cieniu wielkiej siódemki gigantów technologicznych i mody na inwestowanie w firmy zajmujące się sztuczną inteligencją. Sumując, rynki kończą rok z apetytem na kontynuację hossy w kolejnym roku.
Powyżej zarysowany układ sił warto uzupełnić o analogię historyczną, która zapewne nie sprawdzi się jako prognoza na kolejne lata, ale będzie rozważana jako scenariusz potencjalnie możliwy. Obecna sytuacja przypomina nieco wejście giełd amerykańskich w lata 80-tych XX wieku. Wówczas udało się amerykańskiej Rezerwie Federalnej zwalczyć wysoką inflację lat 70-tych XX wieku, co zaowocowało spadkiem rentowności długu i jedną z najlepszych dekad Wall Street w historii. W przypadku S&P500 zwyżka trwała nieprzerwanie przez osiem lat i podniosła wartość indeksu – od zamknięcia 1982 roku do zamknięcia 1989 roku – o blisko 190 procent. Analogie z latami 80-tych mają oczywiście swoje granice. W przedostatniej dekadzie XX wieku gospodarka amerykańska wychodziła nie tylko z okresu wysokiej inflacji, ale też szoków paliwowych i była na progu zmian strukturalnych oraz reform rynkowych. Dlatego prognozowanie kolejnej szalonej dekady na rynkach akcji musi być ostrożne i uzupełnione o ostrzeżeniem, iż szaleństwa zwykle kończą się mniejszymi lub większymi kryzysami. Całość też owocuje zmianami gospodarczymi, które są trudne do prognozowania, kreują nowych liderów i nowy układ sił w gospodarce i na rynkach.
Adam Stańczak
Analityk