Z porównywalną skalą zniżek w wypadku tego indeksu mieliśmy od czasu ustanowienia dna bessy w lutym 2009 r. do czynienia dziewięć razy.
Z oczywistych względów ci, którzy wtedy kupowali akcje, mogli mieć później powody do zadowolenia, choć zdarzało się – na początku lipca i w połowie września – że posiadacz akcji nabytych podczas takich jak ostatnia wyprzedaży najadł się przejściowo trochę strachu. Na ostatnich sesjach WIG20 ustanawiał 20-sesyjne minima, co od początku wzrostów zdarzało się jedynie dwukrotnie: 10 grudnia oraz na kilku sesjach z pierwszej połowy lipca. Na razie obecny spadek bardzo przypomina 7-sesyjną zniżkę z przełomu października i listopada, co sugeruje, że dołek wypadnie już dziś.
Te wszystkie argumenty zachowują wagę, pod warunkiem że mamy do czynienia z „tym samym” rynkiem, co w trakcie ostatniej zwyżki. Techniczna struktura tworzona przez WIG20 (czy S&P 500) w okresie ostatnich 11 miesięcy to „wachlarz” charakteryzujący się stopniową utratą dynamiki wzrostu przez indeksy. To sugerowałoby, że zanim rynki wejdą w trend spadkowy, czekałaby nas jeszcze faza trendu bocznego, co oznaczałoby konieczność wzrostu indeksów ponownie w okolice ostatnich szczytów w najbliższych tygodniach. Od strony technicznej ostatnie zwyżki na giełdach strefy euro (których dobrym wzorcem może być indeks Euro Zone STOXX Blue Chip 50) są kopią fal hossy następujących po dnach kryzysów z 1998 roku oraz 2003 roku.
To sugeruje, że obecnie, po 10 miesiącach wzrostów, sytuacja na giełdach może być porównywana do tej z lata 1999 r. oraz początku 2004 r. W obu wypadkach rynek był już wtedy w trakcie (1998) lub zbliżał się do początku (2004) korekty (o 13,7–21 proc.), po której następowała druga fala hossy. Przez drugą falę hossy należy tu rozumieć tę, która przebiega w inflacyjnej części cyklu koniunkturalnego mimo zaostrzanej polityki pieniężnej, a dzięki rekordowym wtedy wynikom spółek (tempo wzrostu gospodarczego jest wtedy najwyższe). W tym ujęciu pierwsza fala hossy rozgrywa się w końcowej fazie recesji i początkowej fazie ożywienia mimo słabych wyników spółek, a dzięki taniemu pieniądzowi dostarczanemu rynkom w tej fazie przez banki centralne (stopy są wtedy najniższe).
Obie fazy cyklu rozdzielane są korektą. W ostatnim cyklu, którego faza wzrostowa rozpoczęła się wiosną 2005, taka korekta rozpoczęła się w rocznicę zwyżki (maj 2006), trwała pięć tygodni, miała 25 proc., a spowodowana była gwałtownym wycofaniem się banku centralnego Japonii z „quantitative easing”. Po ówczesnej korekcie, podobnie jak po korektach z okresu lipiec–październik 1999 czy kwiecień–maj 2004, nadchodziła druga fala hossy.