Ciekawym zdarzeniem dotyczącym prywatyzacji jest ustalenie warunków wynagrodzenia załogi. Trzeba przyznać, że związki zawodowe wykazały się sporym osiągnięciem z gatunku „jak zjeść ciastko i mieć ciastko”. Korzystając z faktu sprzedaży akcji spółki inwestorom prywatnym, czyli procesu brutalnego kapitalizmu, udało im się doprowadzić do uzyskania przez załogę sporych korzyści. Jednocześnie inny punkt negocjacji stanowi o utrzymaniu dominującej roli Skarbu Państwa w spółce. Czyli najchętniej: zarządzanie jak w socjalizmie, ale pieniądze jak w bogatym kapitalizmie. Plus akcje, które można sprzedać dzięki temu, że spółka jednak została sprzedana inwestorom prywatnym. Co ciekawe, nie wydaje się, żeby żądania związków i ostatecznie osiągnięta ugoda wpływała w jakiś istotny sposób na popyt ze strony inwestorów. W sumie to też osiągnięcie ze strony związków: udało im się stworzyć taką percepcję branży górniczej, że inwestorzy są obojętni na opisane wydarzenia i jednocześnie są gotowi wykładać pieniądze na zakup akcji.
Jedyne, co może ofercie JSW realnie zagrozić, to załamanie rynków wskutek paniki związanej z ewentualną niewypłacalnością Grecji.
Ostatnia wiadomość o udzieleniu wotum zaufania rządowi greckiemu nie wywołała specjalnej euforii. Niestety, dla inwestorów proces budowy programu pomocy jest rozłożony na wiele etapów i każdy z nich będzie obfitował w ostre dyskusje polityczne zarówno w samej Grecji, jak i w strefie euro. Wydaje się, że jednym z najważniejszych momentów będzie głosowanie nad pakietem ustaw oszczędnościowych przez grecki parlament. W przypadku ich przyjęcia, duża część inwestorów może dojść do wniosku, że tym samym pomoc jest już pewna, a więc, że sytuacja jest opanowana, a do dyskusji zostają już mniej istotne kwestie. Tym samym ryzyko niekontrolowanego bankructwa Grecji zdecydowanie by zmalało.
Pomimo niewielkich związków gospodarczych pomiędzy Polską a Grecją sytuacja w tym kraju ma bardzo duże znaczenie dla koniunktury na naszym rynku. Historycznie niewypłacalność istotnego kraju rozwijającego się przekładała się negatywnie na koniunkturę na innych rynkach rozwijających się, do których należy Polska. W tym przypadku dochodzi jeszcze fakt, że mamy do czynienia z krajem Unii, w sytuacji gdy jeszcze kilka innych krajów strefy euro ma bardzo poważne problemy gospodarcze. W efekcie potencjalny efekt domina prowadziłby w największym stopniu do osłabienia gospodarki Unii, której częścią jest Polska.