Takie tempo wzrostu zatrudnienia jest historycznie spójne z ponad 3 proc. roczną dynamiką PKB w USA, a warto pamiętać, że między III kwartałem 2004 a IV kwartałem 2007 r. średnia dynamika PKB w USA wynosiła raptem +2,6 proc. i nigdy nie przekroczyła +3,4 proc. Takie relatywnie mało imponujące tempo wzrostu gospodarczego nie przeszkodziło w 47-proc. wzroście wartości S&P 500 w tym okresie. Wartość szacunków ADP spadała od szczytu w grudniu 2010 r. (+246 tys.) do dołka w maju (+36?tys.), co można z grubsza korelować z nieregularną korektą S&P 500, która nastąpiła między 18 lutego a 15 czerwca. Jeśli rzeczywiście ten wielomiesięczny okres słabości rynku pracy należy do przeszłości, to można zapewne liczyć na zakończenie korekty na amerykańskim rynku akcji.
Na razie S&P 500 ma za sobą imponujący skok w górę, do którego doszło w poprzednim tygodniu. W okresie minionych dwóch lat z tak znacznym tygodniowym wzrostem (+5,6 proc.) mamy do czynienia zaledwie po raz trzeci. Co ciekawe dwa poprzednie takie „wykopy” w górę miały miejsce równo rok i dwa lata temu. W obu wypadkach „wykopnięcie” było sygnałem końca wiosennej korekty i początkiem letniej zwyżki. Wiele wskazuje na to, że jest tak i teraz. „Wykop” na Wall Street został w klasyczny sposób poprzedzony skrajnie niskim poziomem nastrojów indywidualnych inwestorów w USA. Podczas minionych 2,5 roku nastroje równie niskie jak ostatnio pojawiały się właśnie w lipcu 2009?i w lipcu 2010 (oraz w lutym–marcu 2009, listopadzie 2009 oraz sierpniu–wrześniu 2010), co potwierdza sugerowaną analogię.
Przed trzema tygodniami pisałem w tym miejscu, że „jeśli pieniądze dla Grecji znajdą się i teraz, to paliwa dla rynków akcji powinno wystarczyć przynajmniej na wyrysowanie na wykresach prawych ramion potencjalnych formacji głów z ramionami”, i podawałem przedział 1256,9–1343 dla S&P 500 jako oczekiwany zasięg takiego ruchu. W praktyce dołek wewnątrzsesyjny wystąpił 1,1 pkt ponad dolnym ograniczeniem tego przedziału, a cel został osiągnięty w czwartek. Można więc zapewne teraz rozważyć jakaś formę cofnięcia cen akcji w USA (niekoniecznie u nas, bo my mamy sporo do nadrabiania), która podnieciłaby niedźwiedzie wizją wznowienia spadków. Ponieważ jednak letnie zwyżki rok temu i dwa lata temu kończyły się dopiero jesienią, to nie wydaje się, by ewentualne osłabienie rynków w najbliższych dniach mogło nieść jakieś trwalsze konsekwencje.