Było to spore zaskoczenie, gdyż w sobotę miały być kontynuowane rozmowy, by przed otwarciem rynków w poniedziałek politycy mogli się pochwalić sukcesem. Tak się jednak nie stało, a winnego szukać należy na południu Europy, a nie na północy. W konsekwencji tydzień rozpoczął się sporymi spadkami i lukami na wykresach.

Warto w tym miejscu przytoczyć pewne statystyki. Otóż według MFW PKB Grecji stanowił w minionym roku jedynie 0,3 proc. światowej gospodarki. Aby umieścić to w interesującej perspektywie, dodać można, że niewiele mniejsze od Grecji są gospodarki takich państw jak Kazachstan czy targany wojną Irak. Na dodatek gospodarcze znaczenie Hellady dość konsekwentnie w ostatnich pięciu latach się zmniejsza, a jej powiązania handlowe ograniczają się praktycznie do regionu Bałkanów. Z czysto gospodarczego punktu widzenia znaczenie Grecji jest więc marginalne, a nawet jej bankructwo nie powinno być zaskoczeniem, skoro będzie drugim w ciągu zaledwie trzech lat. Przypomnę, że nie dalej jak w 2012 r. uruchomione zostały instrumenty CDS na greckie obligacje i ich wystawcy pogodzić się musieli ze stratami na kwotę ponad 3 mld dolarów. Dlaczego więc inwestorzy tak martwią się Grecją? Przede wszystkim strach jest z pewnością przesadzony, a jego podłoże wynikać może zupełnie z czegoś innego niż sam upadek Grecji. Otóż gdyby rzeczywiście doszło do osławionego Grexitu, to zdecydowanie istotniejszym ryzykiem byłyby jego konsekwencji dla innych krajów. Dotychczas bowiem mówiło się, że nie można opuścić strefy euro, a tak powstałby precedens, śladami którego w przyszłości mogłyby podążyć inne kraje. Bruksela jest tego świadoma, dlatego tak twardo negocjuje. Zbyt duże ustępstwa mogłyby zachęcić inne kraje do pójścia podobną ścieżką, na co strefę euro nie stać. Z kolei twarde negocjacje uciszą żądania innych państw, a ponadto gdyby ostatecznie się nie powiodły, to Grexit uczynią dla Aten na tyle nieprzyjemnym, że szybko w ich ślady nikt nie pójdzie. Właśnie dlatego teraz, gdy prawdopodobieństwo wyjścia Grecji ze strefy euro jest tak duże, Ateny wciąż nie mogą liczyć na łagodne traktowanie.

Dla inwestorów najważniejsze jest jednak to, że całe te dywagacje mają większe znaczenie polityczne niż gospodarcze i dlatego sprzedaż akcji wyłącznie z greckiego powodu mija się z celem.