Pytanie jest słuszne, gdyż zauważalna od jakiegoś czasu słabość polskiego parkietu (widoczna m.in. poprzez łatwe podzielanie negatywnego sentymentu z parkietów Europy Zachodniej, ale już brak tego pozytywnego przy trendzie wzrostowym) to dosyć silny argument do zmniejszenia udziału akcji z tego indeksu w portfelach największych graczy na rynku.
W dużej mierze to sprawa aktualnego składu WIG20. Wśród spółek wchodzących w skład indeksu znajduje się 5 banków oraz 5 spółek sektora energetycznego. To te sektory dwa ciążą mu najbardziej, a ich stopy zwrotu nie sposób porównywać z np. radzącym sobie znacznie lepiej sektorem IT.
Sektor bankowy jest poddawany presji podażowej ze względu na regulacje i opodatkowanie banków, które najpewniej zostaną wprowadzone po najbliższych wyborach parlamentarnych na jesieni. Kwestia niskich rentowności polskich banków była powodem wyhamowania wzrostów jeszcze w 2014 roku, więc dolane dodatkowo do ognia paliwo w postaci dodatkowego obciążenia podatkowego nie sprzyja wzrostowi wycen akcji.
Z kolei słabość sektora energetycznego to pochodna problemów polskich kopalń, konkretnie plany pionowej integracji spółek tego sektora z górnictwem, aby wspomóc sytuację nierentownych przedsiębiorstw. Odłożenie w czasie budowy polskiej elektrowni atomowej do 2029 roku dodatkowo nie sprzyja zakupom m.in. PGE. Nie zawsze jest lepiej poza tymi dwoma sektorami – np. na mocno zniżkujących cenach miedzi wcale nie korzysta KGHM.
W polskim indeksie blue chipów jak najbardziej są spółki, których wyniki pozwalają być optymistycznym (np. PGNiG). Niemniej, w skali całego indeksu istnieje obecnie sporo ryzyk z wysokim prawdopodobieństwem materializacji, co może być dla inwestorów silnym powodem do zmniejszenia zaangażowania w akcje spółek z tego indeksu.