Po poniedziałkowej sesji na wykresie WIG20 zarysowała się formacja trójkąta symetrycznego. Od kilku dni bowiem notowania wykazywały coraz mniejszą zmienność, zawężając odległości między dziennymi poziomami maksimum i minimum. Tego typu konsolidacje stwarzają dobre okazje do wybicia, w przypadku dominującego trendu wzrostowego – wybicia w górę.
Wtorkowy poranek idealnie wpisał się w ten scenariusz. Nie minęła jeszcze godzina notowań, a WIG20 rósł już do 2550 pkt, wyznaczając nowy szczyt hossy. Byki nie poszły jednak za ciosem. Rynek wszedł w fazę ruchu horyzontalnego i kurs oscylował przy 2540 pkt do godziny 15.30. Inwestorzy nie reagowali ani na odczyty PMI z głównych gospodarek, ani na dane o sprzedaży detalicznej w strefie euro.
Większy ruch na parkiecie, niestety w kierunku południowym, pojawił się dopiero po otwarciu sesji na Wall Street. Indeks S&P500 zaczął dzień od spadku o 0,5 proc., co najwyraźniej wystarczyło jako pretekst do realizacji części zysków na warszawskim parkiecie. WIG20 wyraźnie zanurkował i ostatnia godzina handlu na GPW upłynęła pod znakiem oddawania wypracowanej rano przewagi.
Ostatecznie WIG20 spadł we wtorek o 0,1 proc. do 2517 pkt. Z porannego dużego, białego korpusu została tylko niewielka część i górny, długi cień. W japońskim podręczniku analizy technicznej jest to tzw. formacja spadającej gwiazdy, która ma negatywną wymowę. Notowania wróciły w obszar wspomnianego trójkąta, co wraz z popołudniową słabością byków zwiększa ryzyko, że środa przyniesie próbę wybicia dołem. Wsparciem dla WIG20 pozostaje 2500 pkt, a oporem 2550 pkt.